sobota, 28 grudnia 2013

Vanessa

Hej :3 Zapraszam na nowy rozdział w POV Nessy :) Jak może zauważyliście, nowy szablon. Wzięty z zaczarowane-szablony.blogspot.com. Mamy nadzieję, że podoba Wam się, tak samo jak nam *.* Stopniowo pojawiają się także nowe strony, takie jak Biblioteka Ateny, gdzie możecie reklamować swoje blogi ^.^ No, jak jesteśmy przy reklamach, to zapraszam na http://snookey-stories.blogspot.com/, gdzie w wersji one-shota przeczytacie historię Chloe :) Już nie przedłużam i zapraszam do czytania i komentowania ^.^

Dotarłyśmy z Rachel na wielką polanę, gdzie przebywali wszyscy mieszkańcy Obozu Herosów. Na środku tejże polany, znajdował się ogromny słup ognia. Jedyne, co mnie zdziwiło to jego kolor. Zamiast normalnego żółtawo-pomarańczowego, był czerwono-złoty.
-Świetnie! Wszyscy są szczęśliwi!-zaświergotała Rachel.
-Po czym to poznajesz?-zapytałam zdziwiona.
-Po kolorze ognia. Jeżeli jest czerwono-złoty, oznaczo to, że wszyscy są szczęśliwi i mają ochotę się zabawić. A to oznacza... Hej, chłopcy!-powiedziała, po czym pobiegła do chłopaków, którzy chyba byli od... tego noo...jak mu było? Arolla? Apollo!
Zostałam sama. Na początku nie wiedziałam, co zrobić. Wrócić do jaskini? Nie, odpada. Jakby to wyglądało? Chyba powinnam poszukać jakiś znajomych. Zobaczyłam grupkę rozchichotanych dziewcząt. Podejść? Chyba muszę.
-Hej.-powiedziałam, podchodząc do nich.
-O, hej! Jestem Chloe, córka Afrodyty, a ty?-odpowiedziała mi jedna z nich. Miała długie do połowy pleców blond włosy i szmaragdowe oczy. Jako jedyna w tej grupce była niepomalowana, a jednoczęśnie niesamowicie piękna.
-Jestem Vanessa, choć wszyscy tutaj nazywają mnie Widząca, czy jakoś tak.
-Widząca? Ale super!
-Chyba tak. W końcu dzięki temu tu trafiłam, nie?-odpowiedziałam, a ona się zaśmiała.
-W takim razie jeszcze lepiej. Chodź, pójdziemy się przejść.
-Ok, chodźmy.-odpowiedziałam, jak najnaturalniej potrafiłam, chodź żołądek mi ściskało i bardzo się stresowałam. Mam nadzieję, że przynajmniej tym razem nie zrobię z siebie idiotki.
-Całe szczęście! Już myślałam, że nigdy się od nich nie uwolnię.-powiedziała, wyrywając mnie z zamyślenia.
-Co? O kim mówisz?
-O moich cudownych siostruniach!-odpowiedziała z sarkazmem.-Jestem tu już dwa lata, a one wciąż próbują mnie popsuć. Ha! Nigdy na to nie pozwolę. Dzięki za uratowanie.
-Och, eee... Nie ma sprawy? Ja dopiero dzisiaj tutaj trafiłam.
-Naprawdę? Jak się dowiedziałaś o tych wszystkich greckich sprawach?
Opowiedziałam jej całą historię. Od pamiętnego dnia zakupów, aż do ogniska. Nie przerywała mi tylko spokojnie słuchała. W między czasie usiadłyśmy na ławeczce nieopodal ogniska. Jego złocisty blask oświetlał lewy profil Chloe, dzięki czemu wydawała się jeszcze piękniejsza.
-Hmm... Z tym Tyler'em to trochę niezaciekawie.
-No, tak trochę. Ale dość o mnie. Co z tobą? Jak to się stało, że trafiłaś do Obozu Herosów?
-Więc tak...
***
Miałam 13 lat. Właśnie szłam do nowej szkoły z internatem. Tata wysłał mnie tam, bo sam nie miał czasu się mną zajmować. W końcu czego można się spodziewać po modelu współpracującym z najpopolurajniejszymi markami. 
Mniejsza z tym. Właśnie otwierałam drzwi do głównego gmachu budynku, gdy nagle ujrzałam GO. Był niesamowity. Lukate ciemne włosy, przenikające spojrzenie czekolodowych oczu i olśniewający uśmiech. Kulał, ale nie zwróciłam na to większej uwagi. Miał tylko jedną wadę. Ją. Miała długie, proste blond włosy i niebieskie oczy. Ciemne dziwny wydłużały jej i tak nieprzyzwoicie długie nogi. Szli, trzymając się za ręce i co chwile wymieniajali pełne miłości i szczęścia spojrzenia. Widok ten sprawił, że stanęłam w drzwiach z 2 wielkimi walizkami i otwartymi ustami. 
Uświadomiłam sobie, jak głupio musiałam wyglądać, gdy spojrzał na mnie. I skrzywił się, po czym szepnął coś do swojej dziewczyny. Ona spojrzała na mnie i oboje oddalili się śmiejąc się głośno. 
Szybko się opamiętałam i weszłam do budynku. Szybko udało mi się znaleźć gabinet dyrektora Franklina. Nieśmiało zapukałam.
-Proszę!-odpowedział mi męski głos zza drzwi. Weszłam do pokoju i zdobyłam się na uśmiech numer 4.
-Witam. Ty zapewne jesteś Chloe Montez.-powiedział, wstając zza biurka dyrektor. Był on mężczyzną w średnim wieku z pękatym brzuchem. Do tej pory pamiętam kolor jego krawatu. Granatowy. I szara koszula.
-Dzień dobry. Tak to ja.
-Ciesze się, że zagościsz w naszych murach. Jak pewnie wiesz, w naszej szkole każdy dom, to inna drużyna.
-Tak, czytałam o tym w folderze.
-Ty trafisz do drużyny Brown. Grupową jest niejaka Skyler Brown. Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnicie.
-Tak, ja również. Gdzie to jest?
-10 domek po prawej. Ah, byłbym zapomniał. Chłopcy i dziewczęta mieszkają w osobnych domkach.
-Tak, oczywiście, dziękuje. Chyba pójdę się już rozpakować.-powiedziałam, spoglądając znacząco na walizki.-Dziękuję, do widzenia.
-Do widzenia. Miłego pobytu!-odpowiedział, zamykając za mną drzwi.
Szybko znalazłam swój domek. Był bardzo... drapieżny. Czerwone ściany, ciemne okna i domalowane płomienie i dziwne oczy w niektórych miejscach. Dość dziwny, ale cóż robić? Weszłam do środka, gdzie powitała mnie ona. Dziewczyna sprzed szoły. Ukochana mego ukochanego. 
-Hej! Ty pewnie jesteś Chloe?-zapytała przez najszerszy uśmiech, jaki w życiu widziałam.
-Yyy...tak, hej.
-Ja jestem Skyler, ale wszyscu mówią na mnie Blondie. No wiesz, włosy.-powiedziała, wymachując swoją blond grzywą.
-No, jasne. 
-Chodź, zaprowadzę cię do pokoju. Będziesz mieszkała razem z Nikki.-prowadziła mnie do pokoju, ciągle gadając. Po chwili się wyłączyłam. 
Otworzyła drzwi pokoju, który podobnie jak cały domek, był zbyt dziewczęcy. Pożegnałam się ze Skyler i po mału rozpakowałam.
Usłyszałam, jak drzwi na dole się otwierają.
-Sky?-zapytał jakiś męski głos.
-Och, Jace. Co ty tu robisz?-odpowiedziała mu Blondie.
-Pomyślałam, że moglibyśmy pobyć trochę sami.-odpowedział jej, jak się domyślłam mój śliczniusi sprzed szkoły. Nie wiem dlaczego, ale po tym zdaniu nastąpiła trochę zbyt długa przerwa. Jako, że byłam już rozpakowana, postanowiłam zejść na dół i się przywitać. Zeszłam cicho po schodach, ale ostatni potwornie zazgrzytał. Skyler i Jace odskoczyli od siebie.
-Hej-powiedziałam nieśmiało.-Jestem Chloe.
-Hej, jestem Jace.-powiedział zakłopotany chłopak, podchodząc do mnie z trudem. Spojrzał na mnie i otworzył szeroko oczy. Nie zdążyłam zapytać, o co chodzi, ponieważ nagle Blondi dziwne spojrzała na mnie, potem na niego i znów na mnie. Uśmiechnęłam się głupio, a ona... Sama nie wiem, co dokładnie zrobiła. Wyszczerzyła żeby, warknęła i fuknęła. 
-No, to my już chyba pójdziemy.-powiedział pospiesznie Jace do Skyler i wział ją za ręke próbując odciągnąc... ode mnie? 
-O, nie. Teraz na pewno nie.-odpowiedziała mu dziewczyna, patrząc na mnie gniewnym spojrzeniem. Następnie, stało się coś, czego do tej pory nie mogę zrozumieć. Dziewczyna wybuchła i zamieniła się w monstrum. Dzika grzywa była krwistoczerwonego koloru, a twarz płonęła. Jedna noga była cała włochata, a druga była z metalu. 
-Chcę twojej krwi, półbogini!-syknęła upiorzyca. Stanęłam jak wryta. 
-Nie dostaniesz jej!-krzyknął Jace. Chwycił mnie za rękę. Wybiegliśmy z domu, ale ona wciąż za nami biegła. Była niewyobrażalnie szybka. Podobnie jak chłopak. 
Podczas biegu zrzucił buty i biegł... na kopytach? 
-Co z twoimi stopami?!-rzuciłam szybko, by nie marnować oddechu.
-Jestem satyrem, a goni nas empuza. Reszty dowiesz się później. Biegnij!!! Szybko!-odpowiedział, oglądając się przez ramię. Empuza była coraz bliżej, choć my biegliśmy coraz szybciej. 
Coraz bardziej oddalaliśmy się od szkoły, a zbliżaliśmy się do lasu. Na jednej z górek, stała piękna sosna. Obok niej była...brama?!
-Choć, już prawie jesteśmy!-powiedział Jace i jeszcze bardziej przyspieszył, choć ja już nie mogłam złapać oddechu. Nagle zza drzew wypadła empuza. Rzuciła się na nas. Jace odepchnął mnie na bok, a sam pozwolił, by empuza swym upiornym ciałem, trafiła na niego. Mimochodem pomyślałam, że Jace przyzwyczaił się, że Skyler na nim leży. Szybko jednak odepchnęłam tę myśl. Podniosłam się z ziemi.
-Wejdź przez bramę! W obozie będziesz bezpieczna!-zawołał Jace, co prawdopodobnie było jego ostatnimi słowami, bo empuza zaatakowała jeszcze bardziej. 
Jak najszybciej mogłam. 
Biegłam. 
Do bramy. 
Do obozu. 
Do nowego życia.
Empuza rzuciła się za mną, ale jakaś dziwna siła odepchnęła ją, nie pozwalając przekroczyć bramę. Trochę się uspokoiłam. Spojrzałam przed siebie. 
Ujrzałam mnóstwo domków, a każdy inny. Jeden był cały różowy, inny niebieski, przy innym leżała wszelaka broń. Jeden zaciekawił mnie najbardziej. Był przeogromny i najprzyjaźniejszy z nich wszysykich. Obejrzałam się przez ramię, ale empuzy już nie było. Bałam się pomyśleć, co właśnie robiła. Zbiegłam truchtem ze wzgórza i weszłam do wielkiego domu. W nim spotkałam Chejrona i Pana D., którzy wszystko dokładnie mi objaśnili. 
Po jakimś tygodniu mieszkania u Hermesa, zostałam uznana przez Afrodytę. Przeniosłam się do jej domku i dalej w nim mieszkam, choć wolałam już tłok w 11 niż przebywanie z moim płytkim rodzeństwem. 
***
-I tak to ze mną było.-zakończyła opowieść Chloe. 
-Och, współczuje.-powiedziałam, choć bardzo płytko wyrażało to, to co czułam.
-Nie musisz. Już sobie poradziłam.-odpowiedziała. 
W tym momencie podszedł do nas Tyler. Trochę pogadaliśmy, potańczyliśmy. A potem stało się coś, czego nie mogłam do końca zrozumieć. 
Nad głową Jacka wyświetlił się symbol - szkielet w rydwanie zaprzęganym w lwy. Nie mogłam zrozumieć, co to znaczy, ale nagle centaur Chejron pogalopował do chłopaka, skłonił się i rzekł:
-Witaj, Jacku, synu Cienia i Płodności. Nieśmiertelny potomku Rei i Hadesa. 
Wszyscy stali jak słupy soli. Chwila, czy on powiedział  n i e ś m i e r t e l n y? Czyli, że Jack może żyć wiecznie?
I  wtedy stało się coś dziwnego. Na niebie pojawiło się...słońce. Nie byłoby to takie dziwne, gdyby nie to, że był środek nocy.
Trochę odwróciło to uwagę od świeżo uznanego nieśmiertelnego i wszyscy usłyszeli szloch. Podążyłam wzrokiem za innymi i ujrzałam moją przyjaciółkę. Hoppe stała na scenie ze swoją gitarą i rękami ukrytymi w dłoniach.
-Hoppe!-dobiegło mnie wołanie jakiegoś męskiego głosu. Na początku nie mogłam sobie przypomnieć, gdzie go słyszałam, ale gdy pewien chłopak, któremu śmierć nie w żyłach, wszedł na scenę i objął mą przyjaciółkę, wszystko zrozumiałam.
Jack i Hoppe naprawdę się kochali.
A teraz ich szansa na bycie razem została zaprzepaszczona.
Nieśmiertelny nie mógł związać się ze śmiertelniczką.
-Wszystko będzie dobrze-powiedział Jack.
-Nie, nie będzie. Wiesz o tym-odpowiedziała mu córka Apolla. Odsunęła się od niego tak, by móc spojrzeć mu w oczy.-Doskonale o tym wiesz.
-Znajdziemy sposób!-ponownie przyciągnął ją do siebie. Wszyscy wciąż patrzyli na scenę, gdzie stało dwoje kochających się ludzi, którzy właśnie przeżywali tragedię życiową. Już miałam zamiar wbiec na scenę, ale pohamowałam się. Chciałam dać im tą ostatnią chwilę razem. Słońce zniknęło tak nagle, jak się pojawiło.
Ale Mojry przygotowały nam jeszcze jedną niespodziankę na dziś.
Kilka centymetrów od Spętanych, jak to zaczęli nazywać Hoppe i Jacka inni herosi, wylądowała strzała. Wszyscy odwróciliśmy się w kierunku, z którego przybyła.
-Witajcie, herosi-przywitała się na oko 12 letnia dziewczynka o rudych włosach. Stała na przodzie jakiejść grupy dziewcząt z łukami i srebrzystymi diodami na głowach. Nie wiedziałam kim były, ale patrząc na miny otaczających mnie herosów, nie wróżyły nic dobrego.

wtorek, 17 grudnia 2013

Drake



- Will! Will! Musisz mi pomóc: powiedz pani od biologii, że poszedłem do pielęgniarki, bo, bo…
- Bo rozbolał cię brzuch – dokończył. – Zresztą, coś wymyślę.
Usłyszeliśmy dzwonek.
-Pospiesz się – krzyknął Will a ja pobiegłem w stronę wyjścia. Całe szczęście, że dom Vanessy jest tylko dwie ulice od szkoły. Biegłem aż mi brakło tchu ale już widziałem ten szaro-niebieski budynek.
Zapukałem do drzwi. Otworzyła mi uśmiechnięta i wesoła kobieta – mama Vanessy.
- Dzień dobry, czy jest Vanessa, bo nie było jej w szkole , więc pomyślałem, że przyniosę jej lekcje. – zapytałem.
- Nie ma poszła do lekarza – odpowiedziała szybko. – Ale możesz zostawić zeszyty w jej pokoju, na pewno będzie ci wdzięczna.
Wszedłem do pokoju Nessy i wyjąłem zeszyty. Zobaczyłem, że na biurku leży jakaś mapa ze zaznaczonym jakimś obszarem.
- Przecież to Long Island! – powiedziałem. Jak odłożyłem zeszyty, pożegnałem się i wyszedłem. Zazwyczaj dojście do domu zajmuje mi 10-15 minut ale teraz zajęło mi pół godziny!
W domu zadzwoniłem po Willa. Przyszedł po niecałych 10 minutach.
- Nessa jest na Long Island – powiedziałem jako pierwszy. – Musimy tam jechać
- Ale jaką masz pewność, że ona tam jest? – zapytał.
- Widziałem na mapie, ona musi tam być, pewnie z tym swoim chłopakiem.
- Dobrze pojedziemy tam, tylko kiedy? – spytał.
- Jutro rano – odpowiedziałem.
Położyliśmy się stosunkowo wcześnie spać, by rano mieć siły na podróż.
Wstaliśmy z rannym świtem. Zjedliśmy śniadanie(naleśniki) i przyszykowaliśmy prowiant. Już chcieliśmy wychodzić ale zawołała mnie mama.
- Gdzie jedziesz? – zapytała, co było zaskoczeniem, gdyż nigdy wcześniej mnie o takie sprawy nie pytała.
- Na… eee… biwak z Will’em, na Long Island – odpowiedziałem.
- Nie wziąłeś namiotu – stwierdziła.
- Właśnie po niego idziemy.
- To bawcie się dobrze!!! – krzyknęła za nami.
Kolejne 1.5 godziny spędziliśmy w autobusie, a jeszcze następną godzinę idąc do określonego przeze mnie celu. Wreszcie naszym oczom ukazała się dolina zaznaczona na mapie.
- Jesteśmy – powiedziałem.
- Ale tu nic nie ma! – powiedział Will.
- Może jesteśmy przed nimi albo są niżej –zaproponowałem. – Tak czy inaczej rozbijmy namiot i poszukajmy jakiegoś chrustu na ognisko.
I zaczęliśmy rozbijać „obóz” przy wielkiej sośnie rosnącej na wzgórzu.
                                                                    ***
 Jak Wam się podoba? Muszę Wam wyjaśnić dlaczego rozdziały są takie a nie inne, bo nie mam czasu (wszystkie rozdziały pisze o 5.30 bo mam dużo zajęć dodatkowych) Trochę spóźnione ale jednak. Czytajcie, komentujcie, obserwujcie!!! I WESOŁYCH ŚWIĄT I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!!!

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Tyler

Kocham ją, nie byłem zadowolony z siebie, że znów udało mi się zwieść Vanessę. Teraz szedłem w stronę Wielkiego Domu z zamiarem przekazania Chejronowi informacji o Vanessie.  Kiedy wszedłem do Wielkiego Domu , Chejron był pogrążony w rozmowie z Jackiem.
- ...musimy jej powiedzieć - powiedział mój przyjaciel.
- Jacku, na razie nie możemy. Musimy dać się jej przyzwyczaić do tego wszystkiego. - Chjeron odpowiadał z całkowitym spokojem.
- Chejronie...
- Jack, daj spokój, zgadzam się z Chejronem. Musimy dać jej spokój, na razie. - Jack spojrzał na mnie ze zdenerwowaniem, ale zaraz się uspokoił.
- Ja... ja przepraszam.
- Dobrze, Jack spokojnie. Tyler co chciałeś mi powiedzieć ? - Chejron zwrócił się do mnie.
- Praktycznie to już nic, wszystko zostało powiedziane. Musimy uważać na Nessę, już teraz ledwo udało mi się ją przekonać żeby została. Musimy uważać na to co mówimy. - powiedziałem i zapadła chwila ciszy. Chejron siedział cały czas w swoim wózku, i chyba się zamyślił bo nawet nie zwrócił uwagi kiedy mucha siadła na jego brodzie. Jack natomiast bał się chyba odezwać . Nie wiem dlaczego.
- Jack, chodźmy. Zaraz zacznie się ognisko.  - powiedziałem.
- Dobra idziemy.
No więc poszliśmy, kierowaliśmy się w stronę ogniska. Po drodze o niczym nie rozmawialiśmy, ale wiedziałem o czym myśli Jack. Boi się co się stanie z Hoppe i z nim, ale wiedziałem też, że zastanawia się czy w końcu go uznają. Tak myśląc doszliśmy do ogniska, wielkie siedmiometrowe płomienie zabarwione na czerwono-złoto, czyli obozowicze byli szczęśliwi. Jak zwykle dzieciaki Apollina stały na podwyższeniu i prowadziły śpiewy, dziś do nich dołączył nawet domek Aresa. Szukałem wzrokiem Vanessy, znalazłem ją ! Stała przy trybunie i rozmawiała z jakąś dziewczyną od Afrodyty, nie widziałem jak wyglądała bo stała tyłem do mnie, ale zaciekawiło mnie to. Kiedy do nich podszedłem, nieznajoma dziewczyna odeszła bez słowa.
- Co tam, Nessa? Fajnie?
- Tak, super tutaj jest. - odpowiedziała z uśmiechem na twarzy.
- Gdzie zgubiłaś Rachel ?
- Ona poszła do chłopaków od Apollina. Pośpiewać, potańczyć i pobawić się. - odpowiedziała cały czas przez uśmiech.
- A jeżeli mogę... o czym rozmawiałaś z tą dziewczyną od Afrodyty?
- Nie... nie ważne.
- Okej, to co ? Idziemy się pobawić ? - powiedziałem to z takim przekonaniem i uśmiechem, że Nessa znów zrobiła się szczęśliwa.
- Jasne choć. - wzięła mnie za rękę i pobiegliśmy razem na podwyższenie. Śpiewaliśmy różne piosenki, Wrecking Ball od Miley Cyrus, Roar od Katy Perry, Best Song Ever od One Direction. Tańce także były, tańczyliśmy jak zwykle Gangnam Style i Gentlemana. Wszyscy bawili się świetnie, śmiali się, wygłupiali, nawet domek Aresa dzisiaj nikogo nie pobił. Kiedy cały obóz się wybawił, Chejron przyszedł na scenę i poprosił o ciszę.
- Herosi ! Widzę, że fajnie się bawiliście, ale mam wam kilka ogłoszeń do przekazania - wszyscy mruknęli z niezadowolenia, chcieli się jeszcze bawić. - Po pierwsze, mamy aż dwóch nowych obozowiczów, Vanessę Reagard oraz Hoppe Amican - cały obóz wiwatował kiedy dziewczyny wchodziły na scenę. - Hoppe jest córką Apollina, natomiast Vanessa jest widzącą - ktoś z tłumu krzyknął "Jak Rachel" ale cały obóz wstrzymał oddech kiedy Chejron powiedział, że jest widzącą. - Po drugie, za dwa dni mamy bitwę o sztandar, domki Apolla, Ateny, Hefajstosa i Posejdona przeciwko reszcie. Po trzecie jak na razie jedynym dalej nieuznanym obozowiczem jest, Jack Maines, ale jest jednym z tych obozowiczów, którzy są tu najdłużej. - Kiedy Jack wchodził na scenę, jedyną osobą, która się zaśmiała była Clarisse la Rude, córka Aresa. Wszyscy spiorunowali ją wzrokiem. Nigdy jeszcze nie widziałem takiej solidarności na obozie. - Po czwartek i najważniejsze, za tydzień mają nas odwiedzić Łowczynie, zgodnie z tradycją odbędziemy bitwę o sztandar, mam nadzieję, że tym razem wygramy. Na razie to tyle. Bawcie się !  - i z tymi słowami zszedł ze sceny. Chłopaki od Apollina znowu weszli na scenę i zabawa zaczęła się od nowa. Wszyscy tańczyli, śpiewali, bawili się . Cały obóz był szczęśliwy, akurat tańczyłem z Vanessą kiedy to zobaczyłem, Jack tańczył z Hoppe, nad jego głową widniał znak. Cały obóz stanął w miejscu i spojrzał na Jacka, nawet Chejron się obrócił i przygalopował do nas ze wzgórza. Jack się otrząsnął, zobaczył, że cały obóz patrzy nad jego głowę. Kiedy spojrzał do góry zobaczył znak. Rydwan powożony przez szkielet i zaprzężony w lwy. Nie miałem pojęcia co to za znak, ale Chajron wiedział, nie wiem skąd.
- Chejronie...
- Witaj Jacku, synu Cienia i Płodności. Nieśmiertelny synu Tytanidy Rei i Boga Hadesa. - i ukłonił się, a kłaniał się tylko raz, kiedy przyszedł Percy syn Posejdona. Nie umiałem w to uwierzyć, Jack jest nieśmiertelny ! Jest bogiem.


                                                                           ****
No więc mamy rozdział ! Mam nadzieje, że się spodoba, przepraszam że tak długo, ale wiecie, problemy z weną :D Pozdrawiam was moi Demigoods. <3

środa, 13 listopada 2013

Vanessa

Nienawidzę go. Poprostu nienawidzę. Jak mógł mi zrobić coś takiego?! Dla niego, postanowiłam zapomnieć o...o Drake'u. Nie, nieważne. Jestem na super obozie, z super ludźmi, którzy są całkiem normalni. Kogo ja okłamuję?
-Nessa!!! Poczekaj!-zawołał ktoś, Odwróciłam się. No jasne, Tyler. Czego on jeszcze chciał? Czy za mało mnie zranił?
-Nie nazywaj mnie tak. Ma do tego prawo tylko Hoppe.-odpowiedziałam, po czym odwróciłam się na pięcie i odeszłam.
-Dobrze, już nie będę. Vanesoo, posłuchaj. To nie tak, jak myślisz.-podbiegł do mnie i lekko pociągnął mnie za ramię, przez co odwrócił mnie w swoją stronę.
-A skąd ty w ogóle wiesz, co myślę?
-Ja...no...yyy..-jąkał się Tyler.
-Taa...no właśnie.
-OK. Więc tak: na początku miało być tak, że tylko przyprowadzę Cię do Obozu Herosów. Ale prawda jest taka, że cię pokochałem. Wierzysz mi?
-Muszę to przemyśleć.
-Dobrze. Zaprowadzę cię teraz do Rachel. Będziesz z nią mieszkała.
-Kim ona jest?
-Naszą Wyrocznią. Nie jest herosem, tylko śmiertelnikiem. Dość oryginalnym i wyróżniającym się, ale śmiertelnikiem.
-OK. Prowadź.-odpowiedziałam. Zaprowadził mnie do jakiejś dziwnej jaskini. Muszę przyznać, że trochę się bałam.
-To tutaj.
-Dlaczego muszę mieszkać tutaj, a nie w jednym z tych domków? Jest ich tu całe mnóstwo!
-Domki są przeznaczone dla herosów, dzieci półkrwi. No, a ty...-urwał ze zmieszaną miną.
-Tak, rozumiem. Dzięki za przemiło spędzony czas.-odparłam z sarkazmem, po czym skierowałam się do środka.
-Poczekaj. Mam jeszcze jedną sprawę.
-Tak, słucham?
-Dzisiaj jest ognisko otwierające tegoroczne wakacje. Wpadniesz?
-Hmm...pomyślę. A gdzie miałoby ono być?
-Kieruj się blaskiem ognia.-odparł i mrugnął do mnie zawadiacko.
-No dobra.-odpowiedziałam, przeciągając samogłoski.
-No to do zobaczenia. Mam nadzieję. I miłego popołudnia z Rachel.
-Heh, dzięki.-odpowiedziałam i skierowałam się do środka. Czas poznać tą całą Rachel.
***
-Halo! Jest tu kto?-zawołałam, lecz odpowiedziało mi echo.-Halo!!!
-HEJ!!!-nagle jakby znikąd wyskoczyła rudowłosa dziewczyna. Była trochę niższa ode mnie, ale to dość często się zdarza przy 1,75m wzrostu. Miała zielone oczy pełne pasji i szczęścia. Ubrana była w jeansy umazane farbą. Nie wiem dlaczego, ale jakoś mnie to nie zdziwiło.
-Rany!!! Wystraszyłaś mnie.
-Oj, przepraszam. Kim jesteś?-zapytała nowo poznana dziewczyna, lekko przechylając głowę.
-Jestem Vanessa. Ty to z pewnością Rachel.
-Tak, to ja. Mogę wiedzieć, czyją jesteś córką?
-Mojej mamy, Tyra'y, oraz syna Hefajstosa.-odpowiedziałam i zaśmiałam się z własnego talentu do prowadzenia inteligentnej rozmowy.
-Nie jesteś herosem?
-Nie, jestem herosem w 1/4.
-Wow...a więc to ty.
-Ale o co chodzi?
-Nie, nic, nie ważne. Co cię tu sprowadza?
-Powiedzieli, że mam tu zamieszkać.-odpowiedziałam, a gdy ujrzałam jej zmieszaną minę, szybko dodałam-Przepraszam za kłopot. Staram tylko się dopasować.
-Nie, nie szkodzi. Poprostu nie jestem przyzwyczajona do mieszkania z kimś innym. Zwłaszcza z zewnątrz.
-Zewnątrz?
-No, wiesz. Spoza świata mitologii.
-Ah, rozumiem.
-Tu możesz dać swoje rzeczy.-powiedziała wskazując na małą komodę.-A tu będziesz spała ok?-dodała klepiąc łóżko w rogu.
-Tak, no jasne. Wielkie dzięki za gościnę.
-Nie ma za co.-powiedziała i uśmiechnęła się serdecznie.
-Planujesz dzisiaj iść na ognisko?-zapytałam, zmieniając temat.
-Hmm...chyba tak. A ty?
-Myślę, że tak. Może poznam kogoś nowego..?
-OOO! Z pewnością! Na obozie jest mnóstwo wspaniałych ludzi.
-Skoro tak twierdzisz...-odpowiedziałam, myśląc o Tyler'rze.
-Coś się stało?
-Nie, nic.
-Ej, przecież widzę, że coś jest nie tak. Opowiadaj!-powiedziała, siadając na moim łóżku.
-No, dobrze.-opowiedziałam jej całą historię, no pomijając fragmenty z Drake'iem.
-Oj, biedactwo!-odpowiedziała i przytuliła mnie.-Nie martw się, będzie dobrze.
-Mam nadzieję.-odpowiedziałam.-O której to ognisko?
-Myślę, że...-jak na zawołanie ujrzałyśmy kilkunastometrowy słup ognia.-...teraz. Idziemy?
-No jasne.
~~~~
No i jest nowy rozdział :) Proszę, jeżeli przeczytaliście-skomentujcie. To naprawdę motywuje do pracy! W komentarzach możecie dodawać adresy swoich blogów, chętnie zajrzę ;3 To chyba na tyle. Do następnego <3

poniedziałek, 11 listopada 2013

Drake



To już trzecia lekcja, a ja nadal nie mogę się otrząsnąć. Nadal o niej myslę. O Vanessie. Mojej Vanessie. Cały czas myślałem o tym chłopaku w kawiarni. Usiadłem z tyłu klasy obok Will'a.Inni uczniowie zamiast siedzieć spokojnie(jak ja) rozmawiali i rzucali w siebie samolocikami i kulkami zrobionymi z papieru. Trzasnęły drzwi, a ja podskoczyłem na krześle. Do Sali wszedł średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem. Miał ciemne, czekoladowe oczy i krótko ostrzyżone włosy, koloru palonej kawy. Ubrany był w koszulę i jeansowe spodnie. Klasa zamarła. I wszyscy usiedli na swoich miejscach. Wyjęli podręczniki, zeszyty i przybory do pisania.
-Okej, to co robiliście na ostatniej lekcji? – zapytał nauczyciel, podchodząc do tablicy.
-Acha – mruknął sam do siebie.
– To dziś przerobimy wierzenia starożytnych Greków – ciągnął dalej.
Ten temat nie był mi obcy, duż o tym czytałem. 10 minut przed dzwonkiem profesor spojrzał smutnymi oczami i powiedział:
- Kto mi powie, czego nauczyliśmy się dziś na lekcji?
Przemawiał z taką charyzmą, że wszyscy się zgłosili do odpowiedzi.
- Uczyliśmy się o bogach – odpowiedziałem.
Przytaknął. Przez kolejne 5 minut zadawał nam pytania i o dziwo zdążył każdego przepytać i każdy znał odpowiedź. Zabrzmiał dzwonek. Spakowałem swoje rzeczy, wstałem, pożegnałem się z nauczycielem i ruszyłem w stronę drzwi. Wychodząc, myślałem; „Dlaczego nie ma więcej nauczycieli podobnych do historyka?”. Ale nie miałem dużo czasu, bo zaraz zaczynała się kolejna lekcja – biologia. Nadeszła kolejna fala przemyśleń. NIE BYŁO VANESSY!!!
                                                                    ***
Lepiej późno niż wcale ;) Mam nadzieję,  że fajnie wyszło ale to zostawiam Wam. Czytajcie, obserwójcie, komentujcie!!!

sobota, 26 października 2013

Tyler

Dojechaliśmy do Obozu, nie mogłem się doczekać kiedy oprowadzę Nessę po Obozie, nie wiedziałem od czego zacząć.
- Dziękujemy, Argusie - powiedziałem kiedy wyciągnął nam bagaże.
Kiwnął głową w odpowiedzi, nigdy nic nie mówił, podobno dlatego, że ma oko także na języku. Wzięliśmy swoje bagaże i zabraliśmy także torby dziewczyn, one cały czas szły za nami przestraszone. Stanęliśmy na wzgórzu i wszyscy patrzyliśmy na Obóz Herosów. 

 Byłem podekscytowany, w końcu udało mi się ją namówić! W dodatku znalazłem jeszcze jednego półboga. Pierwsze, gdzie się skierowaliśmy, to oczywiście do Wielkiego Domu, musiałem przedstawić Chejronowi Widzącą oraz półboga. Weszliśmy do domu, Chejron jak zwykle siedział na swoim wózku i grał w karty z Panem D, myślę że przyda wam się informacja, iż Pan D. to tak na prawdę Dionizos.
- Witajcie, Chejronie, Panie D. - ukłoniłem się spoglądając na każdego - Poznajcie, Vanessa Regard  i Hoppe Amican.
- Vanessa... Tyra to twoja matka ? - kiwnęła głową - Ależ ty wyrosłaś... pamiętam cię ja byłaś taka malutka.
- Chejronie ona jest Widzącą. Widzi przez Mgłę. Hoppe natomiast jest półboginia ale nie została uzna...
- Jestem córką Apolla - powiedziała Hoppe wszyscy popatrzyli na nią ze zdziwieniem - Matka mi to dziś powiedziała.
- Dobrze, Jack - powiedział Chejron zwracając się do mojego przyjaciela - Zaprowadź Hoppe do jej nowego domku, przedstaw jej rodzeństwo i wróć tu z nią, kiedy już się rozpakuje.
 Jack kiwnął głową, wziął Hoppe za rękę i poszli w strone domku Apolla. My natomiast siedzieliśmy przez chwilę w ciszy, ale po chwili odezwał się Chejron.
- Vanesso, ile powiedziała ci mama ?
- Powiedziała mi, że urodziła mnie w Obozie, nie jestem półbogiem tak jak wszystcy jestem półbogiem w 1/4, mój ojciec był synem Hefajsotosa, a mama córką Nyx. Więc pewnie dlatego widzę przez Mgłę.
- Cóż chyba tak, hmm czyli nie powiedziała ci wszystkiego - powiedział Chejron, tą ostatnią uwagę powiedział pod nosem, lecz Nessa i tak ją usłyszała.
- Zaraz ! Czego mi nie powiedziała ? - była zdenerwowana ale próbowała zachować spokój.
- Jesteś jednym z najważniejszych ogniw w nadchodzącej wojnie, możesz przeważyć szalę zwycięstwa na naszą stronę lub na odwrót.
- A... ale jak to ?
- Tak. Vanessa to prawda - powiedziałem - Jesteś widzącą, co oznacza, że jesteś nam bardzo potrzebna. Niektórych rzeczy nie mogą zobaczyć nawet herosi - dokończył Jack przychodząc z Hoppe. Czy oni ? Tak szli za rękę !
- Ale co to oznacza !? - zapytała z frustracją.
- Oznacza to, że bez ciebie nie pokonamy Uranosa ! - powiedziałem, czy ja właśnie ? O bogowie !
- Kogo ? Uranosa ? Czy to nie był ten facet od nieba.
- Tyler... - Chejron spojrzał na mnie gniewnym wzrokiem - ... dobrze Vanesso, posłuchaj. Uranos, prabóg i mąż Gai powstaje, musimy go powstrzymać inaczej skończy się świat jaki znasz. A bez ciebie nie byłoby to możliwe, Tyler dlatego sprowadził cię do Obozu - dokończył, kiedy Nessa spojrzała na mnie myślałem, że zabije mnie samym wzrokiem.
- Ty ! Przyprowadziłeś mnie tu tylko dlatego, że byłam wam potrzebna ? A ja głupia wierzyłam, że mnie kochasz. NIENAWIDZĘ CIĘ !! - powiedziała to i wybiegła z płaczem z Wielkiego Domu.
- Vanessa poczekaj ! - zawołałem, ale nie odwróciła się. Przypomniała mi się sytuacja z centrum handlowego i spochmurniałem.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

No więc macie kolejny rozdział :D Jest trochę krótki ale co tam :D Przepraszam, że tak długo ale jakoś nie miałem weny :/ Ale teraz jest więc tradycyjnie, komentujcie, obserwujcie i czytajcie !!!! :D

wtorek, 15 października 2013

Vanessa

Spakowałam się do największej torby, jaką miałam. Wzięłam same najpotrzebniejsze rzeczy, naprawdę! Chwile zastanawiałam się, czy iść porozmawiać z mamą na temat obozu, ale się rozmyśliłam. Nie chce jej denerwować. Zjadłam kolację, po czym wzięłam długi prysznic. Zaczęłam czytać książkę, ale byłam tak zmęczona, że postanowiłam iść spać. 
***
Obudziłam się następnego dnia rześka i wypoczęta. Nie wiedział, jak ani ile, będzie trwała podróż, a że dzień był ciepły, postanowiłam założyć białą bokserkę i krótkie jeansowe shorty. Uzupełniłam strój długim naszyjnikiem z flagą USA. Ach, ten patriotyzm! Gdy malowałam rzęsy tuszem, usłyszałam dzwonek do drzwi. To pewnie Tyler i Jack! Nie mogę wyjść niegotowa., pomyślałam. Słyszałam strzępki rozmowy i dzwięk zamykanych drzwi. Mama zapukała do drzwi.
-Pośpiesz się, Vanessa! Zraz wyjeżdżacie z Hoppe do Obozu Herosów.-oznajmiła mi mama.
-C-co...?-byłam w szoku! Tak poprostu się zgodziła?
-Jedziesz razem z Hoppe, Tyler'em i Jack'iem do Obozu Herosów.
-Ale...ty...o co tutaj chodzi?!-zapytałam, otwierając drzwi.
-Tyler chyba wszystko ci tłumaczył.
-Noo...tak, ale skąd  t y  o tym wiesz?
-Posłuchaj...chyba muszę ci coś wyznać.-powiedziała, nie patrząc mi w oczy.-Jestem heroską.
-CO?!!! 
-Jestem dzieckiem półkrwi. W połowie człowiek, w połowie bóg. A dokładnie bogini. Jestem córką Nyx, bogini nocy. 
-Ale...ale...jak to?-to musiał być jakiś wyjątkowo wredny żart.-Dlaczego mi nie powiedziałaś?!
-Żeby cię chronić. Teraz, gdy odkryłaś swoje boskie pochodzenie, jesteś w wielkim niebezpieczeństwie. 
-Czeeekaaaaj..czyli, że  j a  też jestem herosem? 
-Niezupełnie. Tak naprawdę urodziłaś się w Obozie. Twój ojciec był synem Hefajstosa. Jesteś herosem w jednej-czwartej. Prawdopodobnie dlatego widzisz przez Mgłę. 
-Nie..to jest niemożliwe. Poprostu niemożliwe.
-Zrozum. Tak już jest. Nie będę ci powtarzać, tego, co mówił Tyler. Chodź, taksówka czeka. Jedziemy do domy Jacka, ale najpierw wstąpimy po Hoppe. 
***
Zapukałyśmy do Hoppe. Odzekałyśmy chwilę, po czym otworzyła nam jej mama. Była zapłakana. Czyżby dowiedziała się o obozie? Ale przecież by nie płakała...prawda? 
-Hej, Julie, co jest?-zapytała panią Amican, moja mama.
-Ona..ona wie?-odpowiedziała pytaniem na pytanie mama Hoppe, wskazując brodą na mnie.
-Tak, powiedziałam jej.
-Ja mojej córce też powiedziałam.-odpowiedziała mama mojej przyjaciółki, po czym wybuchła płaczem.
-Idę do Hoppe.-zakomunikowałam mamie, a ona kiwnęła potwierdzająco głową, po czym skierowała się wraz z panią Amican do salonu.
-Nie płacz, Julie..-próbowała ją pocieszyć, ale ja już na to nie zwracałam uwagi.
-Hoppe!-zawołałam, wpadając do jej pokoju. Ujrzałam, jak zwykle posprzątany pokój i moją przyjaciółkę, siedzącą pod ścianą na łóżku, z głową w poduszce, cicho szlochając. Podniosła głowę.
-Jestem herosem. Córką Apolla.-zakomunikowała mi, patrząc załzawionymi oczami wprost na mnie.
-C-co?
-Jestem herosem. Córką Apolla.-powtórzyła.
-Ale...ale...jak to?
-Poprostu. Apollo i moja mama zakochali się w sobie podczas wieczorka poetyckiego. Moja mama ułożyła haiku, a mojemu... mojemu  o j c u,  bardzo się spodobał. Podszedł do niej, by ją pochwalić. Tak się w sobie zakochali. 
-To...to...
-Tak, dokładnie. A pamiętasz zawody sportowe w 4 klasie? Koszykówka, siatkówka i...-urwała.
-I strzelanie z łuku.-dokończyłam za nią.
-No, właśnie!
-Zajęłaś wtedy 1. miejsce. Strzelałaś z 70 metrów. Żadna inna strzała nawet nie doleciała do tarczy, a twoja trafiła w sam środek. 
-I dzięki za to mojemu kochanemu tatusiowi!-powiedziała z sarkazmem.
-Och..-byłam w szoku. Herosi otaczali mnie przez całe życie, a ja nawet o tym nie wiedziałam!
-Dziewczyny...-powiedziała moja mama wychylając głowę zza drzwi.-Musimy jechać.
-Tak, no jasne. Już idziemy.-odpowiedziała Hoppe, po czym wstała z łóżka, zabrała walizkę i wyszła z pokoju, nawet się nie oglądając. Nie pozostało mi nic innego, jak pójść za nią. Pożegnałyśmy się z panią Amican. Oczywiście nie obyło się bez łez. Taksówka zawiozła nas do domu Jack'a, gdzie miał być też Tyler. Obaj spali. Ja, Hoppe i pani Durga weszłyśmy do pokoju, w którym spali chłopcy. Akurat Tyler budził Jack'a, a nad nimi stał jakiś mężczyzna z oczami na całym ciele. Jakoś nie szczególnie mnie to wzruszyło. 
-C-coo jest?-zapytał ten, zdezorientowany, na co Hoppe lekko się uśmiechnęła. 
-Stary, wstawaj Argus już tu czeka, jest 8:30, jeszcze musimy jechać po dziewczyny.-odpowiedział mu Tyler.
-Tak się składa, że już tu jesteśmy - odezwałam się i wszyscy na mnie spojrzeli. 
-Zejdźcie z Argusem do auta, zaraz tam będziemy.
-OK.-odpowiedziałam, po czym wyszliśmy z pokoju. Pożegnałam się z mamą i wsiadłam do auta za Argusem, chyba tak miał na imię. Chwilę czekaliśmy na chłopaków, po czym ruszyliśmy. Przegadałyśmy z Hoppe całą drogę na temat naszego pochodzenia. Kiedy ona żaliła się, że nie chce być żadnym herosem, stanęliśmy przy jakimś wzgórzu. Na jego szczycie wznosiła się wspaniała sosna, a na niej...czy to Złote Runo?!
-Witamy w domu.-powiedział Tyler do nas.
~~~~
Po dłuższym czasie...jest nowy rozdział! ^.^ przepraszam, że tak długo, ale nie było czasu ;x komentujcie, proszę - to bardzo motywuje! :3

sobota, 5 października 2013

Drake

Wracając ze szkoły opowiedziałem Will'owi co dziś robiłem. Pani od geografii zrobiła niezapowiedzianą kartkówkę, z której pewnie dostanę jedynkę. Na matmie były jakieś potęgi, a na polskim omawialiśmy "Romeo i Julie". Powiedziałem mu też, że na przerwie obiadowej spotkałem Vanesse. 
- Zagadaj do niej - powiedział Will. Mino, że nie miał dziewczyny był bardzo zorientowany w tych sprawach i często o tym zapominałem.
- Jesteś wysoki, masz super fryzurę, a twoje wielkie, brązowe oczy powalają każdą laskę - kontynuował.
- Nie mów tak, bo się rumienie - odparłem - Ty też jesteś przystojny, a nikogo nie masz.
- Ale ja to ja, a ty to ty - zaśmiał się.
Doszliśmy do mojego domu. Nikogo w nim nie było i nie miało prawa być, bo mama miała zajęcia jogi w piątki.
- Idziemy do centrum handlowego? - spytałem.
- Spoko.
Szliśmy ze dwadzieścia minut. Zaczęliśmy łazić po sklepach. Mieliśmy wejść do sklepu dla skejtów, by obejrzeć deskę, którą zamierzałem kupić Will'owi na urodziny. Chodziliśmy jeszcze przez godzinę. Przechodziliśmy właśnie kolo kawiarni "Sparks".
- Zobacz tam siedzi Vanessa i trzyma się za ręce z jakimś chłoptasiem - powiedziałem ze złością.
- Tak, i co chcesz zrobić? - spytał.
- Nie wiem - ale wszedłem do kawiarni. Spojrzałem na nią. Puściła rękę tego chłopaka i uśmiechnęła się do mnie. Odpowiedziałem skinięciem głowy. Zapatrzyłem się na Vanesse, która wróciła do urwanej rozmowy i coś zamówiłem. Odebrałem kubek i wyszedłem.
- Masz - powiedziałem i wcisnąłem napój Will'owi. - Mam uczulenia na cappuccino.
- Dzięki - odparł.
Spojrzałem na kawiarnię.
- Wracajmy już - poprosiłem.
Wracaliśmy dłuższą drogą, więc zajęło nam to pół godziny.Weszliśmy do mojego domu. W progu stała mama.
- Długo was nie było.
- Poszliśmy do centrum handlowego - wyjaśnił Will.
- Będziemy w moim pokoju - powiedziałem.
Do drugiej graliśmy na konsoli. A potem poszliśmy spać.

                                                                                       ***

To mój debiut na tym blogu ale wyszło chyba całkiem nieźle. Wybaczcie ale nie umiem napisać długiego rozdziały. Czytajcie, komentujcie i obserwujcie :3


niedziela, 29 września 2013

Tyler

Rozmawialiśmy z Vanessą o tych wszystkich sprawach związanych z Obozem, bogami i mitologią. Rozśmieszyła mnie myląc mojego ojca z Hermesem, ale rozumiałem ją , sam byłem zdezorientowany kiedy pierwszy raz o tym usłyszałem. Pamiętam to jak dziś, miałem wtedy niecałe 12 lat, mojego ojca znowu nie było, wyjechał do Argentyny. Pamiętam, że jechaliśmy z mamą do babci, która mieszka jakieś 200 km od nas. Mniej więcej w połowie drogi zepsuł nam się samochód, mama chciała wezwać pomoc drogową, już rozmawiała przez telefon kiedy ja nie wiadomo czemu podszedłem do maski z przodu, otworzyłem ją i ujrzałem silnik naszego nowego samochodu. Obejrzałem się co może być nie tak i odkryłem, że pompa paliwowa nie wyrabia i silnik dostaje za mało paliwa. Nie wiedziałem co robię, moje ręce same "chodziły" pracowały jak mali robotnicy. Nawet się nie obejrzałem a samochód działał, moja mama patrzyła na mnie z niedowierzaniem, zakończyła rozmowę, kazała mi wejść do auta i odjechaliśmy, potem przez cały wyjazd myślałem o tym incydencie. Dowiedziałem się kiedy na moich 12 urodzinach (które odprawialiśmy razem z Jackiem) pojawił się mój ojciec. Wszedł pod postacią mojego ojczyma i poprosił mnie i Jacka na stronę, wziął nas przed lokal i przemienił się w Hefajstosa. Oczywiście na początku nie chcieliśmy mu uwierzyć ale po pewnym czasie zaczęliśmy ufać mojemu ojcu. Po chwili podeszła do nas mama, w jej oczach nie było ani krzty zdziwienia, po prostu podeszła do Hefajstosa i spytała:
- To już ?
- Tak, muszą pojechać na Obóz, inaczej będą w niebezpieczeństwie. Zabrać ich teraz ?
- Nie, co ludzi sobie pomyślą, wyszliście we trójkę i oni znikną, pomyśl jak ludzie by na to patrzyli.
- No tak, masz rację. Daj mi znać kiedy będą gotowi, zabiorę ich wtedy.
Z tymi słowami Hefajstos się rozpłynął, kilka dni później byliśmy z Jackiem spakowani i gotowi do drogi. Mama jakoś powiadomiła ojca i teleportowaliśmy się do Obozu Herosów. Tak zaczęła się moja przygoda z bogami.
    Dobra wróćmy do tego jak rozmawiałem z Nessą, w pewnym momencie chwyciłem jej ręce pod stołem, ona odwzajemniła mój uchwyt. Po chwili do kawiarni wszedł jakiś facet, Nessa spojrzała na niego i od razu puściła moje ręce, nie ukrywam zabolało mnie to. Nie mogłem się na tym za długo skupić bo w pewnym momencie Hoppe krzyknęła coś na Jacka, zabrała Nessę i wyszły z kawiarni. Zdążyłem jeszcze tylko powiedzieć jej, że do niej zadzwonię, zanim wybiegły.
- Coś ty jej powiedział człowieku, że ona tak wybiegła jak oparzona ?- zapytał Jacka kiedy już wyszliśmy z kawiarni.
- Nic, po prostu powiedziałem jej prawdę, ona się przestraszyła i nie wytrzymała. Nie chciałem tego, wiesz że bardzo ją lubię.
- No tak, dobra nic się nie stało, choć stary idziemy do mnie.
- Dobra - i poszliśmy, rozmawialiśmy o ty co się dziś wydarzyło i o tym, że za niedługo będzie ten koncert. Mieliśmy iść na niego z Jackiem, nagle okazało się że Hoppe i Nessa też idą. Doszliśmy do mojego mieszkania i weszliśmy.
- Cześć mamo ! - krzyknąłem.
- Dzień dobry pani Berns ! - krzyknął Jack.
- Dzień dobry chłopcy - powiedziała moja mama podchodząc do nas, uściskała mnie i Jacka, nie było w tym nic dziwnego, znałem Jacka już tak długo, że to normalne.
- Jak wam poszła randka ?
- Maaaaamo, to nie byłą randka. Spotkaliśmy się z nimi żeby im wyjaśnić kim jesteśmy.
- Ale jak to, powiedzieliście im o wszystkim?! - moja mama byłą przerażona.
- Tak, mamo, ale Nessa widzi przez Mgłę, rozumiesz to? A jej przyjaciółka Hoppe jest półbogiem.
- Skąd możecie to wiedzieć, że jest półbogiem.
- Bo Nessa nie widział Lwa Nemejskiego, on ma moc i może się ukryć, tylko półbóg go zobaczy.
- Jakiego Lwa Nemejskiego? Kiedy on was zaatakował, czemu ja znowu nic nie wiem?!
- Mamo spokojnie, nic się nam nie stało. Musimy iść do mnie, musimy o czymś pogadać.
- No dobrze, dobrze, idźcie nie będę wam przeszkadzać.
Poszliśmy do mojego pokoju, ogarnęliśmy się, siedliśmy na łóżku i zaczęliśmy grać na konsoli.
W pewnym momencie przypomniałem sobie że miałem do niej zadzwonić.
- Sorry Jack ja muszę zadzwonić do Vanessy.
- Dobra idź.
 Wziąłem swój telefon i wybrałem numer od Nessy, który ona z resztą mi dała.
Chwilę czekałem aż sygnał się pojawi, ale w końcu odebrała.
- Halo?-pyta się 
- Vanessa?-odpowiadam.
- Ooo! hej, Tyler.
- Hej. Co z Hoppe?-pytam.
- Nie najlepiej. Miałam pomyśleć i do niej zadzwonić.-mówi znaczącym głosem.
- Taaa...no właśnie. Jest sprawa.
- Tak? O co chodzi?
- Jutro z samego rana wyjeżdżamy, a Wy musicie jechać z nami.
- C-co? Jutro? Nie da rady. Moja mama w życiu się na to nie zgodzi! Skąd wziąć kase na ten obóz? Nie ma mowy, nie wyrobie się!
- Spokojnie. Obóz jest bezpłatny. Pozostaje tylko twoja mama, ale to już zostaw mi.
- Naprawdę?-pyta.-Darmowy obóz?
- Tak. Nie martw się. Wszystko załatwimy.

Możesz mi jeszcze raz powiedzieć jak nazywa się ten obóz?
- Obóz Herosów. Czemu pytasz?
- Tak poprostu.-odpowiada niewinnym głosem.
- Okej - nie wierzę jej, ale nie chce nic mówić, ona musi z nami jechać!-  Jutro o 7 będę po Ciebie z Jack'iem i razem pójdziemy po Hoppe, dobrze?
- Tak, jasne. Ale co z moją mamą?
- Nie martw się - wszystko załatwię.
- No, dobrze. Muszę kończyć. Dobranoc.-żegna się.
- Dobranoc.
Schowałem telefon do kieszeni i poszedłem do Jacka. Patrzę, a on gra w FIFĘ! Nawet jej nie odpakowałem. Zdenerwowałem się tym, ale co tam. Podszedłem do niego i stuknąłem go w ramię, grał jak zahipnotyzowany.
- Stary, ogarnij się trochę to tylko gra.
- Jasne, jasne, ale jest super.
- Dobra, rozmawiałem z Vanessą.
- I co?
- Powiedziałem jej, że jutro o 7 rano wyjeżdżamy i że jedzie z nami.
- A ona co na to ?
- Muszę to załatwić to z jej mamą, ale ona pojedzie.
- A Hoppe ?
- Ma z nią pogadać i ją przekonać.
- A jej matka jak się nazywa ?
- Tyra 
Regard - odpowiedział i od razu wiedziałem, że Jack zrozumiał o co mi chodziło.
- Ale... ta Tyra Reagard ? Przecież ona była kiedyś na Obozie Herosów. Ona zaszła w ciąże jeszcze na obozie.
- I urodziła na Obozie.
- Czyli Nessa się urodziła w Obozie, i dlatego ma być łatwiej przekonać jej matkę.
- Tak, ja pójdę do Nessy, a ty do Hoppe.
- Czemu ja do Hoppe !?
- Bo ci się podoba? Wiesz ja mogę iść do niej ale...
- Nie, dobra pójdę.
Pożegnaliśmy się i Jack wyszedł z pokoju, słyszałem jak żegna się z moją mamą i wychodzi z domu. Posiedziałem chwilę, zobaczyłem jak w zostawionej przez Jacka FIFIE jakiś facet strzelał gola, to był chyba Rooney ale to nie istotne. Wstałem wyłączyłem konsolę i poszedłem się przebrać. Założyłem jakąś koszulkę i zwykłe spodnie, powiedziałem mamie, że wychodzę coś załatwić i wyszedłem na dwór. Wiedziałem gdzie mieszka Nessa bo mi powiedziała kiedy byliśmy w kawiarni. Szedłem w stronę jej domu mając w uszach słuchawki, akurat leciało mi "Buffalo Soldier" Boba Marleya kiedy jakiś facet wyłonił się zza zaułku, kiedy go zobaczyłem zaraz schowałem się za śmietnikiem. Kiedy się przyjrzałem wiedziałem kto to jest, to był Hades, Pan Podziemia. Nie wiedziałem co on tu robi ale nie za bardzo mnie to interesowało. Czekałem chwilę ale udało się, poszedł sobie, tak właściwie to nie poszedł tylko się rozpłynął w cieniu. Pierwszą rzeczą, którą zrobiłem to pobiegłem w stronę domu Vanessy. Przybiegłem zdyszany pod jej drzwi. Zapukałem, czekałem chwilę, kiedy drzwi się otworzyły zobaczyłem dwie osoby, matkę Vanessy i mojego ojca stojącego za nią.

                                                                                       ***

Pierwszą moją reakcją było zdziwienie, ale mój ojciec tylko pokiwał głową i zniknął więc zostałem sam na sam z Tyrą.
- Tyler ? Co ty tu robisz ?
- Posłuchaj mnie uważnie, nie ma czasu, musimy zabrać Nesse czym prędzej do Obozu.
- Ale dlaczego akurat teraz ?
- Bo odkryła to, że widzi przez mgłę, widziała mnie i Jacka walczących z Harpiami.
- No dobra skoro uważasz, że trzeba to nie będę was zatrzymywać. O której wyjeżdżacie ?
- Jutro o 7 przyjedzie po nas Argus.
- Dobrze pójdę jej powiedzieć. - powiedział i już się odwracała kiedy ją zatrzymałem.
- Nie, ja do niej pójdę, a ty musisz zadzwonić do matki Hoppe i powiedzieć jej, że musi jechać z nami, Hoppe jest półboginią, nie pytaj skąd to wiem po prostu zadzwoń.
- Dobrze.
Poszedłem do pokoju Nessy, była zdziwiona kiedy mnie zobaczyła, ale cieszyła się kiedy się dowiedziała, że może jechać. Pominąłem fakt, że znam jej matkę i że urodziła się w Obozie. Powiedziałem jej, że ma się pakować, przytuliłem ją i wyszedłem z domu, żegnając się wcześniej z Tyrą. Spotkaliśmy się z Jackiem mniej więcej w połowie drogi do jego domu, opowiedział mi, że udało mu się namówić matkę Hoppe na wyjazd. Ja opowiedziałem mu to samo, byliśmy spakowani od dawna więc Jack poszedł do siebie po torbę, pożegnał się z matką i poszedł do mnie, mieliśmy u mnie spać przed wyjazdem. Nie wiadomo czemu, przyszliśmy do mnie chwile posiedzieliśmy i zaraz zasnęliśmy, dosłownie padliśmy jak zabici. Obudziłem się pierwszy i o mało nie umarłem ze strachu, nade mną stał Argus, wpatrywał się we mnie tymi swoimi oczami. Spojrzałem na zegarek i zobaczyłem godzinę 8:30. Pierwsze co zrobiłem to obudziłem Jacka. Był zdezorientowany.
- C.coo jest ?
- Stary, wstawaj Argus już tu czeka, jest 8:30, jeszcze musimy jechać po dziewczyny.
- Tak się składa, że już tu jesteśmy - odezwała się Nessa, odwróciłem się i zobaczyłem ją w moich drzwiach.
- Zejdźcie z Argusem do auta, zaraz tam będziemy. - powiedziałem, ona się obróciła i poszła na dwór. Szybko się ogarnęliśmy, pożegnaliśmy się z moją matką i wyszliśmy, czerwony cabriolet czekał przed wejściem do domu, w środku siedziały Hoppe i Nessa. Długo nie czekaliśmy, otworzyliśmy bagażnik, wrzuciliśmy bagaże, wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy. Dziewczyny nie odzywały się do nas, ale za to przez długi czas ze sobą rozmawiały a Hoppe była zapłakana i wyglądała na przerażoną. Ale nie miałem czasu się nad tym zastanawiać bo w końcu jechaliśmy do Obozu Herosów.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No i mamy, nie wiem czy lubicie, ale mój rozdział chyba jest trochę za długi więc z góry przepraszam za to :D ALe dobra, czytajcie komentujcie i obserwujcie ! :D

środa, 25 września 2013

Vanessa

Byłam  w szoku. Najpierw te skrzydlate babcie - herpie, czy jak Tyler je tam nazwał, a teraz jeszcze jacyś mityczni herosi!
-Obozu Półkrwi? To znaczy w połowie..-zaczynam, ale Tyler kończy za mnie.
-Ludzi, a w połowie greckich bogów. Jak już mówiłem - ja jestem synem Hefajstosa.
-Tego listonosza?
-Nie.-mówi Tyler ze śmiechem.-To jest Hermes i nie jest listonoszem, tylko boskim posłańcem. Natomiast Hefajstos jest, najprościej mówiąc, mechanikiem. Bogiem kowali, złotników i tak dalej.
-Czekaj...czemu używasz czasu teraźniejszego?
-Bo oni ciągle żyją. Mają swą siedzibę na Empire State Building, gdzie aktualnie znajduje się Olimp.
-Dlaczego akurat tam?
-Zauważyłaś takie dziwne zjawisko, że wielkie mocarstwa przesuwają się na zachód?-pyta patrząc mi w oczy. Oczy pełne prawdy i nadzei. Chwile rozmyślam nad jego słowami, a on cierpliwie czeka na odpowiedź. Dolatują do mnie strzępy kłótni pomiędzy Jackem a Hoppe.
-T-tak, rzeczywiście.-odpowiadam w końcu.
-To właśnie dlatego Olimp znajduję się teraz w USA, a może za jakiś czas przemieści się gdzie indziej. Tego nie wiemy.-tłumaczy mi wszystko, a już po chwili łapię za ręce pod stolikiem i spogląda na mnie tymi swoimi ciepłymi brązowymi oczami. Po chwili odzywa się ponownie:
-Wierzysz mi?
-A czy mam jakiś wybór?-mówię i uśmiecham się do niego, a on odwzajemnia uśmiech. Ktoś wchodzi do kawiarni. Spoglądam w tamtą stronę i...nie...nie, nie, nie! To nie może być ON! Drake,  m ó j   Drake! Szybko puszczam ręce Tylera i uśmiecham się do Drake. On tylko lekko kiwa głową w moją stronę. Czuje się zawiedziona i smutna, a gdy spoglądam na nowo poznanego herosa widzę ten sam ból. Szkoda mi go, ale co ja mogę? Kocham Drake od tamtej chwili w szkole, gdy usiadł koło mnie na biologi. Przez całą lekcje rozmawialiśmy, a gdy nauczycielka nas upomniała pisaliśmy do siebie karteczki, w ogóle nie zwracając na nią uwagi. Następnego dnia, gdy zobaczyłam go na szkolnym korytarzu poczułam motyle w brzuchu i już wiedziałam, że to ten jedyny. Gwałtowny ruch mojej lewej wyrywa mnie z rozmyślań.
-Nie! Nie, to nieprawda! To wszystko kłamstwa!-krzyczy Hoppe na Jacka, który patrzy na nią wzrokiem pełnym frustracji, jakby już wiele razy przez coś takiego przechodził.
-Hoppe. Uspokój się. Proszę.-próbuje przemówić jej do rozsądku Jack. Jack, do którego jeszcze niedawno bała się odezwać. Jack, który spodobał się mojej przyjaciółce od pierwszego spotkania. Jack, który chyba nieźle ją wkurzył.
-Zostaw mnie! Nigdzie z Wami nie pojadę!
-Musisz! To jedyne bezpieczne wyjście. Teraz, gdy już wiesz, kim jesteś oni zaczną na ciebie polować. Nie chce, by stałą ci się krzywda.
-A skąd mam wiedzieć, że tam gdzie chcecie mnie zabrać, do jakiegoś obozu, o którym nigdy nie słyszałam, jest bezpiecznie?!
-Zaufaj nam.
-Wam?! Wam?! Jakimś idiotom, którzy twierdzą, że są dziećmi greckich bogów?
-Tak. Nam.-on odpowiada spokojnie.
-Nessa, idziemy. Mam dosyć tych kłamstw.-zwraca się do mnie, po czym kieruje się do drzwi.-No, chodź!
-Ja...przepraszam.-mówię do chłopaków.
-Nie szkodzi. Idź, potem zadzwonię.-mówi do mnie Tyler.
-Yyy...ok. Pa.-mówię i biegnę za Hoppe. Ledwo mogę za nią nadążyć. Doganiam ją dopiero jakieś 200 metrów dalej, koło fontanny przy której jakiś dzieciak w wieku około 12 lat rzekomo władał nad wodą, niczym jakaś wróżka ze starej bajki dla dzieci.
-Co jest?-pytam kłębek nerwów, zwany Hoppe.
-Nic nie rozumiesz, prawda?-odpowiada sceptycznie.
-Yyy..nie, chyba nie.
-Słyszałaś, żeby ktokolwiek z naszej szkoły powiedział ,,W te wakacje byłem na Obozie Półkrwi. Spotkałam tam dzieci greckich bogów. Nazywają siebie herosami. Było super!"? Ja nie. Dlatego im nie wierze.
-Oj, skończ. Przecież on może być jakoś ukryty.
-Taaak, na pewno. Uuu! może pod tą magiczną mgłą?-odpowiada sarkastycznie.
-Tak, całkiem możliwe.-odpowiadam i uśmiecham się wrednie.
-Przemyśl to i do mnie zadzwoń, ok? Na razie.-powiedziała i pobiegła do domu, zostawiając mnie osłupiałą koło fontanny. Otrząsnęłam się i też poszłam do domu, myśląc o wszystkim co wydarzyło się w ciągu tych 2 dni.
***
Doszłam do domu, zapukałam do drzwi, ale chyba nikogo nie było. Chwilę zajęło mi znalezienie kluczy w torebce, ale na szczęście je wzięłam. Weszłam do domu i chcąc sprawdzić, czy ktoś jest, zawołałam:
-Czeeeść!
Odpowiada mi cisza. Ciesze się. Przynajmniej będę mogła w spokoju pomyśleć nad wszystkim. Biorę jabłko z kuchni i idę do swojego pokoju. Kładę się na łóżko, jednocześnie wgryzając się w owoc. Chwilę go żuję, a potem wyrzucam resztkę do śmietnika. Wracam myślami do wczorajszego dnia - wspominam każdy szczegół, aż dochodzę do wniosku, że to naprawdę dziwne. Mitologia prawdą? Nie, niemożliwe. Chociaż z drugiej strony... Moje rozmyślania przerywa dzwoniący telefon. Patrzę na wyświetlacz i widzę jakiś obcy numer. Chwilę się wacham, ale potem odbieram.
-Halo?-mówię.
-Vanessa?-pyta rozmówca.
-Ooo! hej, Tyler.
-Hej. Co z Hoppe?-pyta.
-Nienajlepiej. Miałam pomyśleć i do niej zadzwonić.-mówię znaczącym głosem.
-Taaa...no właśnie. Jest sprawa.
-Tak? O co chodzi?
-Jutro z samego rana wyjeżdżamy, a Wy musicie jechać z nami.
-C-co? Jutro? Nie da rady. Moja mama w życiu się na to nie zgodzi! Skąd wziąć kase na ten obóz? Nie ma mowy, nie wyrobie się!
-Spokojnie. Obóz jest bezpłatny. Pozostaje tylko twoja mama, ale to już zostaw mi.
-Naprawdę?-pytam.-Darmowy obóz?-Wydaje mi się to coraz bardziej podejrzane. Może jednak Hoppe ma racje? Włączam laptopa, jednocześnie słuchając Tylera.
-Tak. Nie martw się. Wszystko załatwimy.
-Możesz mi jeszcze raz powiedzieć jak nazywa się ten obóz?-mówię włączając przeglądarkę.
-Obóz Herosów. Czemu pytasz?
-Tak poprostu.-odpowiadam niewinnym głosem.
-Okej.-mówi, ale słychać, że mi nie wierzy.-Jutro o 7 będę po Ciebie z Jack'iem i razem pójdziemy po Hoppe, dobrze?
-Tak, jasne. Ale co z moją mamą?
-Nie martw się - wszystko załatwię.
-No, dobrze. Muszę kończyć. Dobranoc.-żegnam się.
-Dobranoc.
Nigdzie nie ma informacji na temat tego obozu. Nigdzie. Boję się, ale czując ryzyko, jeszcze bardziej chce dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi. Być może tego pożałuje, ale trudno. Dzwonię do Hoppe. Odbiera po dwóch sygnałach.
-Hej, Hoppe.-witam się.
-Hej. Przemyślałaś wszystko?-odpowiada od razu przechodząc do sedna.
-Tak.
-I?-pyta zniecierpliwiona po paru sekundach ciszy.
-Jedziemy. Spakuj się. Będziemy po Ciebie koło 7.-mówię i rozłączam się ze świadomością, że potem za to oberwę. Trudno. Wybieram jedną z większych toreb i myślę, co spakować. To będzie długa noc.
***
I tak po dłuższym czasie oczekiwania..nowy rozdział ^.^ przepraszam za zwłokę, ale jakoś nie miałam weny ;/ czytajcie, komentujcie, obserwujcie ;3