wtorek, 15 października 2013

Vanessa

Spakowałam się do największej torby, jaką miałam. Wzięłam same najpotrzebniejsze rzeczy, naprawdę! Chwile zastanawiałam się, czy iść porozmawiać z mamą na temat obozu, ale się rozmyśliłam. Nie chce jej denerwować. Zjadłam kolację, po czym wzięłam długi prysznic. Zaczęłam czytać książkę, ale byłam tak zmęczona, że postanowiłam iść spać. 
***
Obudziłam się następnego dnia rześka i wypoczęta. Nie wiedział, jak ani ile, będzie trwała podróż, a że dzień był ciepły, postanowiłam założyć białą bokserkę i krótkie jeansowe shorty. Uzupełniłam strój długim naszyjnikiem z flagą USA. Ach, ten patriotyzm! Gdy malowałam rzęsy tuszem, usłyszałam dzwonek do drzwi. To pewnie Tyler i Jack! Nie mogę wyjść niegotowa., pomyślałam. Słyszałam strzępki rozmowy i dzwięk zamykanych drzwi. Mama zapukała do drzwi.
-Pośpiesz się, Vanessa! Zraz wyjeżdżacie z Hoppe do Obozu Herosów.-oznajmiła mi mama.
-C-co...?-byłam w szoku! Tak poprostu się zgodziła?
-Jedziesz razem z Hoppe, Tyler'em i Jack'iem do Obozu Herosów.
-Ale...ty...o co tutaj chodzi?!-zapytałam, otwierając drzwi.
-Tyler chyba wszystko ci tłumaczył.
-Noo...tak, ale skąd  t y  o tym wiesz?
-Posłuchaj...chyba muszę ci coś wyznać.-powiedziała, nie patrząc mi w oczy.-Jestem heroską.
-CO?!!! 
-Jestem dzieckiem półkrwi. W połowie człowiek, w połowie bóg. A dokładnie bogini. Jestem córką Nyx, bogini nocy. 
-Ale...ale...jak to?-to musiał być jakiś wyjątkowo wredny żart.-Dlaczego mi nie powiedziałaś?!
-Żeby cię chronić. Teraz, gdy odkryłaś swoje boskie pochodzenie, jesteś w wielkim niebezpieczeństwie. 
-Czeeekaaaaj..czyli, że  j a  też jestem herosem? 
-Niezupełnie. Tak naprawdę urodziłaś się w Obozie. Twój ojciec był synem Hefajstosa. Jesteś herosem w jednej-czwartej. Prawdopodobnie dlatego widzisz przez Mgłę. 
-Nie..to jest niemożliwe. Poprostu niemożliwe.
-Zrozum. Tak już jest. Nie będę ci powtarzać, tego, co mówił Tyler. Chodź, taksówka czeka. Jedziemy do domy Jacka, ale najpierw wstąpimy po Hoppe. 
***
Zapukałyśmy do Hoppe. Odzekałyśmy chwilę, po czym otworzyła nam jej mama. Była zapłakana. Czyżby dowiedziała się o obozie? Ale przecież by nie płakała...prawda? 
-Hej, Julie, co jest?-zapytała panią Amican, moja mama.
-Ona..ona wie?-odpowiedziała pytaniem na pytanie mama Hoppe, wskazując brodą na mnie.
-Tak, powiedziałam jej.
-Ja mojej córce też powiedziałam.-odpowiedziała mama mojej przyjaciółki, po czym wybuchła płaczem.
-Idę do Hoppe.-zakomunikowałam mamie, a ona kiwnęła potwierdzająco głową, po czym skierowała się wraz z panią Amican do salonu.
-Nie płacz, Julie..-próbowała ją pocieszyć, ale ja już na to nie zwracałam uwagi.
-Hoppe!-zawołałam, wpadając do jej pokoju. Ujrzałam, jak zwykle posprzątany pokój i moją przyjaciółkę, siedzącą pod ścianą na łóżku, z głową w poduszce, cicho szlochając. Podniosła głowę.
-Jestem herosem. Córką Apolla.-zakomunikowała mi, patrząc załzawionymi oczami wprost na mnie.
-C-co?
-Jestem herosem. Córką Apolla.-powtórzyła.
-Ale...ale...jak to?
-Poprostu. Apollo i moja mama zakochali się w sobie podczas wieczorka poetyckiego. Moja mama ułożyła haiku, a mojemu... mojemu  o j c u,  bardzo się spodobał. Podszedł do niej, by ją pochwalić. Tak się w sobie zakochali. 
-To...to...
-Tak, dokładnie. A pamiętasz zawody sportowe w 4 klasie? Koszykówka, siatkówka i...-urwała.
-I strzelanie z łuku.-dokończyłam za nią.
-No, właśnie!
-Zajęłaś wtedy 1. miejsce. Strzelałaś z 70 metrów. Żadna inna strzała nawet nie doleciała do tarczy, a twoja trafiła w sam środek. 
-I dzięki za to mojemu kochanemu tatusiowi!-powiedziała z sarkazmem.
-Och..-byłam w szoku. Herosi otaczali mnie przez całe życie, a ja nawet o tym nie wiedziałam!
-Dziewczyny...-powiedziała moja mama wychylając głowę zza drzwi.-Musimy jechać.
-Tak, no jasne. Już idziemy.-odpowiedziała Hoppe, po czym wstała z łóżka, zabrała walizkę i wyszła z pokoju, nawet się nie oglądając. Nie pozostało mi nic innego, jak pójść za nią. Pożegnałyśmy się z panią Amican. Oczywiście nie obyło się bez łez. Taksówka zawiozła nas do domu Jack'a, gdzie miał być też Tyler. Obaj spali. Ja, Hoppe i pani Durga weszłyśmy do pokoju, w którym spali chłopcy. Akurat Tyler budził Jack'a, a nad nimi stał jakiś mężczyzna z oczami na całym ciele. Jakoś nie szczególnie mnie to wzruszyło. 
-C-coo jest?-zapytał ten, zdezorientowany, na co Hoppe lekko się uśmiechnęła. 
-Stary, wstawaj Argus już tu czeka, jest 8:30, jeszcze musimy jechać po dziewczyny.-odpowiedział mu Tyler.
-Tak się składa, że już tu jesteśmy - odezwałam się i wszyscy na mnie spojrzeli. 
-Zejdźcie z Argusem do auta, zaraz tam będziemy.
-OK.-odpowiedziałam, po czym wyszliśmy z pokoju. Pożegnałam się z mamą i wsiadłam do auta za Argusem, chyba tak miał na imię. Chwilę czekaliśmy na chłopaków, po czym ruszyliśmy. Przegadałyśmy z Hoppe całą drogę na temat naszego pochodzenia. Kiedy ona żaliła się, że nie chce być żadnym herosem, stanęliśmy przy jakimś wzgórzu. Na jego szczycie wznosiła się wspaniała sosna, a na niej...czy to Złote Runo?!
-Witamy w domu.-powiedział Tyler do nas.
~~~~
Po dłuższym czasie...jest nowy rozdział! ^.^ przepraszam, że tak długo, ale nie było czasu ;x komentujcie, proszę - to bardzo motywuje! :3

2 komentarze:

  1. Super rozdział! Czekam na CD.
    I zapraszam na mojego (początkującego) bloga:
    http://grektoheros.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń