czwartek, 29 sierpnia 2013

Vanessa

Nie mogłam uwierzyć, w to, co zobaczyłam-2 chłopaków, mniej więc w wieku moim i Hoppe, walczyło z uskrzydlonymi kobietami! Jednym z nich był Jack, chłopak, który podobał się mojej przyjaciółce. Natomiast ten 2...marzenie każdej laski! Ciepłe, brązowe oczy przepełnione strachem i nadzieją. Do tego te czarne włosy. Gdy już skończyłam marzyć o Panie Przystojniaku, wpadłam w panikę i...uciekłam, pozostawiając Hoppe na pastwę losu. Biegłam, tak tylko szybko mogłam. Jeden z nich coś do mnie krzyczał, ale zignorowałam go. Kierował mną strach, chciałam tylko uciec, jak najdalej stamtąd.
Gdy już otrząsnęłam się po tym, co zobaczyłam, zaczęłam myśleć o Hoppe: Gdzie jest? Co się z nią dzieje? Czy w ogóle żyje?
Moje rozmyślania przerwał dźwięk SMS'a. To ona! SMS był krótki, ale ucieszyłam się na niego bardziej niż jakikolwiek inny. Pytała, gdzie jestem, więc odpisałam, że przy H&M. Doszła do mnie w kilka minut. Od razu rzuciłam się jej w ramiona! Nic jej nie było, w dodatku nie wyglądała na przestraszoną.
-Nessa, co ci się stało? Czemu uciekłaś?-zapytała mnie Hoppe.
-Nie wmówisz mi, ze tego nie widziałaś!-odpowiedziałam jej. To byłoby niemożliwe.
-Ale czego?
-Tego twojego Jack'a i jego kumpla walczących z jakimiś skrzydlatymi, starymi kobietami.-zarumieniła się, gdy wspomniałam o ,,jej Jack'u".
-Dobrze się czujesz?
-Tak! Nie zwariowałam!
-Dobrze, dobrze. Wracajmy już, ok?-zapytała lekko zmęczonym głosem.-Już późno.
-Taa...wracajmy.-zgodziłam się, ale co chwilę rozglądałam się dookoła, co działało mojej przyjaciółce na nerwy.
***
-Idziemy do mnie?-zapytała Hoppe.
-Yyy..co?-zapytałam zdezorientowana.
-Dalej myślisz o J-Jack'u i tym jego kumplu, którzy rzekomo walczyli ze skrzydlatymi starszymi paniami?-zapytała sarkastycznie.
-Tak.
-Och, skończ wreszcie! Przywidziało ci się tylko, nic więcej. Nie psuj dnia, dobrze?
-Dobszsz..Przepraszam.
-Nie szkodzi. Chodźmy.-powiedziała i przeszła na drugą stronę ulicy, a ja za nią. Gdy weszłyśmy do jej mieszkania na 55 alei, uderzył w nas zapach ciastek. Mama mojej przyjaciółki zawsze robiła ciasteczka, gdy miała coś do zakomunikowania. Ciekawe, o co chodziło tym razem?
-Cześć!-przywitała się Hoppe.
-Dzień dobry!-zawtórowałam jej.
-Witajcie, dziewczynki. Co u Ciebie, Vanesso?-zapytała pani Amican. Miała krótkie blond włosy, jasną cerę i idealny makijaż. Założyła dopasowane jeansy i koszulkę z AC/DC. Gust muzyczny Hoppe odziedziczyła po mamie.
-Całkiem dobrze.-skłamałam. Jak mogłoby być dobrze, skoro w Centrum Handlowym odbywają się takie walki?!-A u Pani?
-Również, dzięki. Jak Wam minął dzień?-zapytała. Już chciała opowiedzieć jej o dziwnej bitwie, ale moja przyjaciółka szybko rzuciła ,,dobrze" i zaciągnęła mnie do swojego pokoju.
-Nie waż się nikomu opowiadać tej historii!
-Ale dlaczego?
-Bo to brednie! Czysta fikcja!
-Ale ja widziałam to wszystko naprawdę...
-Jasne! A ja co wieczór latam na pegazie i zabijam potwory!
-Nie mówmy już o tym, dobrze?
-Ok. To co robimy?
-Film?
-Film.
***
Zrobiłyśmy sobie maraton filmowy z naszym ulubionym aktorem. Ani się obejrzałyśmy, a już panował całkowity mrok.
-Śpisz u mnie?-zapytała Hoppe, po czym ziewnęła.
-Mogę?-zapytałam. Nie chciałam wracać tak późno do domy. To w końcu Nowy Jork. Tu aż czai się od gangów i innych niebezpiecznych typów.
-Jasne! Już i tak przesiedziałaś u mnie północy.-zaśmiała się.
-Dzięki. Zaraz zadzwonię do mamy. 
-Ok. Ja idę się umyć, a ty dzwoń.
-Jasne.-zadzwoniłam, mama nie miała nic przeciwko. Gdy moja kumpela wyszła, ja poszłam się umyć. Wciąż myślałam o walce przy toalecie. Ciekawe, co z Jack'iem i jego przystojnym kumplem?
***
I kolejny rozdział mamy z głowy! Jak Wam się podoba? Komentujcie, proszę :3

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Tyler

Idziemy z Jackiem przez miasto, Jack to mój najlepszy kumpel. Patrzymy co jest ciekawego, ale nic za bardzo nie ma, jedyna rzecz warta uwagi to wielka scena w Central Parku. No tak, zapomniałem, że za tydzień wystąpi tam AC/DC. Jack bardzo lubi takie klimaty, ale mnie to jakoś nie pociąga. Ja osobiście wolę sobie posiedzieć i pomyśleć przy fajnych rytmach Boba Marleya. Jack Maines nie był metalem, był zwykłym chłopakiem, który ubierał się trochę nawet jak skate. Był dość wysoki, całkiem nieźle zbudowany jako lekkoatleta, startuje w biegach sztafetowych i pchnięciu kulą, miał zielone oczy i krótkie blond włosy. Nie wiem czy był przystojny ale na pewno do brzydkich nie należał. Ja z kolei nazywam się Tyler Berns, jestem wysoki, trochę wyższy od Jacka, dobrze zbudowany, chodzę na siłownię bo startuję w zapasach, mam brązowe oczy i czarne włosy średniej długości. Zawsze jak chodzimy z Jackiem to dziewczyny się na mnie patrzą, nie wiem czy to dlatego, że uważają mnie za przystojniaka, czy po prostu z litości. Mam też bliznę na szyi po... ale to kiedy indziej. Szliśmy przez miasto, ale kiedy mówiłem, że chce aby coś się stało nie miałem na myśli tego !
- Jack kiedy ostatnio byłeś na ich koncercie ? - spytałem, wiedziałem, że lubi AC/DC ale nie wiedziałem tak na prawdę kiedy był na ich koncercie, a podobno był.
- Zeszłego lata. Było świetnie ! Ale zabawę przerwały nam... - i tu urwał, zasłoniłem mu usta ręką i schowaliśmy się za śmietnikiem.
- Cii, ani słowa bo nas zauważą. - powiedziałem i wskazałem na dwie starsze panie idące po chodniku.
- Stary o co ci chodzi ?
- Spójrz na dłonie. - przypatrzył się i zastygł, te kobiety miały zrogowaciałe dłonie, a takie dłonie mają tylko jedne stworzenia.
- Stary, jakim cudem one nas znalazły ?!- denerwował mnie tym swoim „stary” ale ok.
- Nie wiem jak, jasne ? Ale musimy im uciec tak czy siak.
- Dobra to cicho, chodźmy do centrum handlowego, tam będzie dużo ludzi, będzie trudniej im nas wyśledzić.
- Dobra, spadamy.
I pobiegliśmy w stronę Centrum Handlowego, biegliśmy dość długo i cały czas oglądaliśmy się za siebie czy nie idą za nami. Weszliśmy do budynku,a właściwie kompleksu budynków i odetchnęliśmy z ulgą.
- Dobra stary, daliśmy radę.
- No tak, ale mogą nas jeszcze znaleźć radzę na razie pochodźmy po sklepach.
- Dobra to idziemy.
Chodziliśmy po sklepach dobrą godzinę. Na sam koniec zostawiliśmy sobie najlepszy sklep. Był to sklep z ciuchami, elektroniką, i ogólnie takie połączenie. Chodziliśmy, oglądaliśmy i moją uwagę przykuła świetna deskorolka. Była świetna, wziąłem ją do ręki, była świetnie wyważona. Ale cena mnie zabiła ponad 700 dolarów. Odłożyłem ją i odwróciłem się do Jacka, który właśnie flirtował z jakąś dziewczyną. Z tego co usłyszałem nazywała się Hoppe. Ale nie wychodziło mu to za dobrze, bo dziewczyna odwróciła się do swojej koleżanki, i wyszły razem ze sklepu.
- Coś ci nie wyszło. - powiedziałem, śmiejąc się z jego miny.
- Stary jeszcze 5 minut i byłaby moja.
- Jasne, jeszcze 5 minut i by cię ochrona zabrała.
- Dobra, nie chce o tym gadać, idę do toalety, idziesz ?
- Jasne, miałem zapytać o to samo.
Więc ruszyliśmy w stronę ubikacji. Po drodze zobaczyłem te dwie kobiety. Spojrzały na mnie i już wiedziałem, że nas zauważyły.
- Pośpiesz się, one tu są.
- Gdzie ?
- Nie odwracaj się, idziemy do tego kibla, może tam jakoś damy radę.
Przyśpieszyliśmy kroku. Weszliśmy do tunelu prowadzącego do ubikacji, podzielone były na trzy osobne wejścia, dla mężczyzn, kobiet i niepełnosprawnych. Nie weszliśmy do żadnej z nich. Kiedy chwyciłem za klamkę od męskiej toalety, coś wielkiego na mnie spadło.
- Szukaliśmy cię Tyler. – powiedziała jedna z harpii.
- Oooo tak i to długo. - dodała druga.
- Czego ode mnie chcecie ? - zapytałem na co obie się zaśmiały.
- Tylko... - nie dokończyła bo Jack walnął ją płazem miecza w głowę i spadła ze mnie. Podniosłem się a on akurat rzucił mi miecz. Stanęliśmy do walki. Harpia uderzyła mnie od prawej ale udało mi się odparować cios.
- Oo widzę nasz mały herosek nauczył się walczyć. - szydziła ze mnie i próbowała mnie wybić z rytmu, ale jej się to nie udało. Walczyliśmy dalej, nagle zobaczyłem, że zbliżają się do nas dwie dziewczyny, jedna to była Hoppe, ta dziewczyna, którą próbował poderwać Jack. Drugiej nie znałem, ale była tak piękna, że nie umiałem oderwać ode niej wzroku, co było sporym problemem, biorąc pod uwagę, że miałem na karku atakującą mnie harpie. Ściągnęliśmy je razem z Jackiem na bok żeby dziewczyny nas nie zobaczyły, nie widziałyby mieczy i harpii, przez Mgłę, ale chodziło nam o ruchy walki. Dziewczyny przeszły obok nas, ale stało się coś dziwnego, Hoppe weszła do toalety a ta druga stała jak wryta w ziemię i patrzyła na nas ze strachem. Jack właśnie uderzył swoją haripę w głowę i ja zabił, a ja zrobiłem przewrót i wbiłem potworowi miecz w plecy. Oba rozsypały się w proch. Dziewczyna stała jak wryta, w pewnej chwili odwróciła się i zaczęła uciekać, pobiegłem za nią ale jej nie dogoniłem krzyknąłem tylko
- Jak masz na imię ! - ale ona już odbiegła.

                                                                    ***
No więc tak, jak już pewnie wiecie Wiktoria  i ja będziemy prowadzić wspólnie bloga, ona pisze historię oczami Vanessy a ja Tylera. Jej rozdział już się pojawił a mój właśnie wrzucam. Chcemy wam ogromnie podziękować za 120 wyświetleń !! Miejmy nadzieję, że coś z tego wyjdzie i wszystkim nam się będzie dobrze żyło. Trzymajcie się moi herosi.

sobota, 24 sierpnia 2013

Vanessa

Siedzimy na plaży. Niebo jest pełne gwiazd. Rozpoznałam parę konstelacji, m.in. Oriona, Andromedę i Pegaza. Przytulam się do jakiegoś chłopaka. Po chwili on lekko się odsuwa - ma krótkie brązowe włosy i jasną cerę. Rozpoznaje go, to Drake. 
-Chcesz jeszcze truskawkę w czekoladzie?-pyta mnie, a ja omal nie mdleje.
-T-tak, poproszę.-odpowiadam.
-Łap!-woła i wrzuca mi ją prosto do ust. 
-Masz cela!-zaśmiałam się. W jego towarzystwie czułam się sobą. Nie musiałam nikogo udawać.
-Dziękuje.-odpowiada, po czym składa pocałunek na mych ustach, tak delikatny, że mógłby być złudzeniem.
-Vanessa.
-Tak, Drake?
-Vanessa!
-O co chodzi?
-VANESSA! Wstawaj wreszcie!
-Coooo? O co chodzi?-odpowiadam półprzytomna. Po chwili uświadomiłam sobie, że to był tylko sen. Znowu.
-No, wreszcie się obudziłaś. Ile można spać?-zapytała mnie mama. Była już w pełni wyszykowana do pracy. Długie czarne włosy związała w warkocz. Na sobie miała luźną białą koszulkę w czarne grochy, do tego koralowe spodnie.
-Mamo, proszę! Są wakacje.-odpowiedziałam jej i przewróciłam się na drugi bok.
-Vanesso Regard, chcesz przespać całe wakacje?
-Przecież dopiero wczoraj się zaczęły!-zaprotestowałam.-Przez cały rok wstawałam wczesnym rankiem, żeby się uczyć. Daj mi trochę odpocząć.
-A co z twoim gościem?
-Kim?-zapytałam mocno zdziwiona.
-Hej, Nessa. Jeszcze śpisz?-zapytała moja przyjaciółka Hoppe, wchodząc do pokoju. Długie do pasa włosy pozostawiła rozpuszczone, zawiązała tylko błękitną bandankę, która podkreślała kolor jej pięknych oczu. Założyła białą bluzkę na ramiączkach i długą do kostek spódnice pod kolor bandanki. Powinnam dodać, że Hoppe jest pacyfistką. Nic dziwnego, że podobała się każdemu chłopakowi w szkole.
-Hej, Hoppe. Przepraszam Cię, całkiem wyleciało mi z głowy! Dasz mi parę minut?-spytałam speszona. Jak mogłam zapomnieć?!
-No jasne. Zaczekam na dole.-uśmiechnęła się do mnie promiennie i wyszła z pokoju. Podbiegłam do szafy. Wyciągnęłam zwiewną miętową bluzkę i jeansowe szorty. Rozczesałam włosy, zrobiłam lekki makijaż i zbiegłam na dół.
-Już! Jeszcze raz przepraszam!-zawołałam zbiegając ze schodów.
-Nie szkodzi. Miło minął nam czas, prawda pani Regard?-odpowiedziała Hoppe.
-Oczywiście.-odpowiedziała moja mama, po czym wróciła do swoich zajęć.
-Chodźmy już. Pa, mamo!-zawołam przez ramie.
-Do widzenia!-zawtórowała mi Hoppe.-To gdzie zaczynamy zakupy?
***
Chodziłyśmy po sklepach już od paru godzin. W rękach miałyśmy po kilka toreb z ubraniami, butami, dodatkami itp. Weszłyśmy do naszej ulubionej kawiarni ,,Sparks". Ja zamówiłam Caffè latte, a Hoppe Cappuccino. Do tego po kawałku sernika. Przesiedziałyśmy tam chyba z godzinę plotkując i planując wspólne wakacje. Odwiedziłyśmy jeszcze parę sklepów. Myślę, że istotnym faktem jest to, że mieszkamy w NYC, więc sklepów jest trochę dużo. Wstąpiłyśmy do jednego z setek Centrum Handlowych. Spotkałyśmy znajome z byłej klasy. Teraz, gdy idziemy do Liceum nasza klasa się rozpadła. Wciąż nie wiem, czy powinnam płakać, czy się cieszyć. Nie miałam najgorszej klasy, fakt. Ale zdarzało się kilka nie fajnych sytuacji, np. 3 klasa. Graliśmy w zbijaka, a nie jaki Gale Delos musiał upatrzyć sobie za cel akurat mnie - kruchą i zapłakaną dziewczynkę. Przez jakiś czas udawało mi się unikać jego ciosów, ale w końcu trafił. W głowę. Ból był nie do zniesienia, a ja się rozpłakałam. Dzieciaki śmiały się ze mnie, a wuefistka zamiast pomóc powiedziała tylko ,,Wstawaj i nie rycz, Regard!". Taaa...dzieciństwo. Hoppe chciała skorzystać z toalety, więc poszłyśmy w tamtym kierunku. Nie wiedziałam, że takie miejsce może być śmiertelnie niebezpieczne.
***
I mamy pierwszy rozdział! Posty będziemy dodawać na zmianę z Bartkiem. Ja piszę historię oczami dziewczyny, a on...dowiedzie się później! Jeżeli macie jakieś uwagi - komentując, a my postaramy się poprawić :)