sobota, 26 października 2013

Tyler

Dojechaliśmy do Obozu, nie mogłem się doczekać kiedy oprowadzę Nessę po Obozie, nie wiedziałem od czego zacząć.
- Dziękujemy, Argusie - powiedziałem kiedy wyciągnął nam bagaże.
Kiwnął głową w odpowiedzi, nigdy nic nie mówił, podobno dlatego, że ma oko także na języku. Wzięliśmy swoje bagaże i zabraliśmy także torby dziewczyn, one cały czas szły za nami przestraszone. Stanęliśmy na wzgórzu i wszyscy patrzyliśmy na Obóz Herosów. 

 Byłem podekscytowany, w końcu udało mi się ją namówić! W dodatku znalazłem jeszcze jednego półboga. Pierwsze, gdzie się skierowaliśmy, to oczywiście do Wielkiego Domu, musiałem przedstawić Chejronowi Widzącą oraz półboga. Weszliśmy do domu, Chejron jak zwykle siedział na swoim wózku i grał w karty z Panem D, myślę że przyda wam się informacja, iż Pan D. to tak na prawdę Dionizos.
- Witajcie, Chejronie, Panie D. - ukłoniłem się spoglądając na każdego - Poznajcie, Vanessa Regard  i Hoppe Amican.
- Vanessa... Tyra to twoja matka ? - kiwnęła głową - Ależ ty wyrosłaś... pamiętam cię ja byłaś taka malutka.
- Chejronie ona jest Widzącą. Widzi przez Mgłę. Hoppe natomiast jest półboginia ale nie została uzna...
- Jestem córką Apolla - powiedziała Hoppe wszyscy popatrzyli na nią ze zdziwieniem - Matka mi to dziś powiedziała.
- Dobrze, Jack - powiedział Chejron zwracając się do mojego przyjaciela - Zaprowadź Hoppe do jej nowego domku, przedstaw jej rodzeństwo i wróć tu z nią, kiedy już się rozpakuje.
 Jack kiwnął głową, wziął Hoppe za rękę i poszli w strone domku Apolla. My natomiast siedzieliśmy przez chwilę w ciszy, ale po chwili odezwał się Chejron.
- Vanesso, ile powiedziała ci mama ?
- Powiedziała mi, że urodziła mnie w Obozie, nie jestem półbogiem tak jak wszystcy jestem półbogiem w 1/4, mój ojciec był synem Hefajsotosa, a mama córką Nyx. Więc pewnie dlatego widzę przez Mgłę.
- Cóż chyba tak, hmm czyli nie powiedziała ci wszystkiego - powiedział Chejron, tą ostatnią uwagę powiedział pod nosem, lecz Nessa i tak ją usłyszała.
- Zaraz ! Czego mi nie powiedziała ? - była zdenerwowana ale próbowała zachować spokój.
- Jesteś jednym z najważniejszych ogniw w nadchodzącej wojnie, możesz przeważyć szalę zwycięstwa na naszą stronę lub na odwrót.
- A... ale jak to ?
- Tak. Vanessa to prawda - powiedziałem - Jesteś widzącą, co oznacza, że jesteś nam bardzo potrzebna. Niektórych rzeczy nie mogą zobaczyć nawet herosi - dokończył Jack przychodząc z Hoppe. Czy oni ? Tak szli za rękę !
- Ale co to oznacza !? - zapytała z frustracją.
- Oznacza to, że bez ciebie nie pokonamy Uranosa ! - powiedziałem, czy ja właśnie ? O bogowie !
- Kogo ? Uranosa ? Czy to nie był ten facet od nieba.
- Tyler... - Chejron spojrzał na mnie gniewnym wzrokiem - ... dobrze Vanesso, posłuchaj. Uranos, prabóg i mąż Gai powstaje, musimy go powstrzymać inaczej skończy się świat jaki znasz. A bez ciebie nie byłoby to możliwe, Tyler dlatego sprowadził cię do Obozu - dokończył, kiedy Nessa spojrzała na mnie myślałem, że zabije mnie samym wzrokiem.
- Ty ! Przyprowadziłeś mnie tu tylko dlatego, że byłam wam potrzebna ? A ja głupia wierzyłam, że mnie kochasz. NIENAWIDZĘ CIĘ !! - powiedziała to i wybiegła z płaczem z Wielkiego Domu.
- Vanessa poczekaj ! - zawołałem, ale nie odwróciła się. Przypomniała mi się sytuacja z centrum handlowego i spochmurniałem.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

No więc macie kolejny rozdział :D Jest trochę krótki ale co tam :D Przepraszam, że tak długo ale jakoś nie miałem weny :/ Ale teraz jest więc tradycyjnie, komentujcie, obserwujcie i czytajcie !!!! :D

wtorek, 15 października 2013

Vanessa

Spakowałam się do największej torby, jaką miałam. Wzięłam same najpotrzebniejsze rzeczy, naprawdę! Chwile zastanawiałam się, czy iść porozmawiać z mamą na temat obozu, ale się rozmyśliłam. Nie chce jej denerwować. Zjadłam kolację, po czym wzięłam długi prysznic. Zaczęłam czytać książkę, ale byłam tak zmęczona, że postanowiłam iść spać. 
***
Obudziłam się następnego dnia rześka i wypoczęta. Nie wiedział, jak ani ile, będzie trwała podróż, a że dzień był ciepły, postanowiłam założyć białą bokserkę i krótkie jeansowe shorty. Uzupełniłam strój długim naszyjnikiem z flagą USA. Ach, ten patriotyzm! Gdy malowałam rzęsy tuszem, usłyszałam dzwonek do drzwi. To pewnie Tyler i Jack! Nie mogę wyjść niegotowa., pomyślałam. Słyszałam strzępki rozmowy i dzwięk zamykanych drzwi. Mama zapukała do drzwi.
-Pośpiesz się, Vanessa! Zraz wyjeżdżacie z Hoppe do Obozu Herosów.-oznajmiła mi mama.
-C-co...?-byłam w szoku! Tak poprostu się zgodziła?
-Jedziesz razem z Hoppe, Tyler'em i Jack'iem do Obozu Herosów.
-Ale...ty...o co tutaj chodzi?!-zapytałam, otwierając drzwi.
-Tyler chyba wszystko ci tłumaczył.
-Noo...tak, ale skąd  t y  o tym wiesz?
-Posłuchaj...chyba muszę ci coś wyznać.-powiedziała, nie patrząc mi w oczy.-Jestem heroską.
-CO?!!! 
-Jestem dzieckiem półkrwi. W połowie człowiek, w połowie bóg. A dokładnie bogini. Jestem córką Nyx, bogini nocy. 
-Ale...ale...jak to?-to musiał być jakiś wyjątkowo wredny żart.-Dlaczego mi nie powiedziałaś?!
-Żeby cię chronić. Teraz, gdy odkryłaś swoje boskie pochodzenie, jesteś w wielkim niebezpieczeństwie. 
-Czeeekaaaaj..czyli, że  j a  też jestem herosem? 
-Niezupełnie. Tak naprawdę urodziłaś się w Obozie. Twój ojciec był synem Hefajstosa. Jesteś herosem w jednej-czwartej. Prawdopodobnie dlatego widzisz przez Mgłę. 
-Nie..to jest niemożliwe. Poprostu niemożliwe.
-Zrozum. Tak już jest. Nie będę ci powtarzać, tego, co mówił Tyler. Chodź, taksówka czeka. Jedziemy do domy Jacka, ale najpierw wstąpimy po Hoppe. 
***
Zapukałyśmy do Hoppe. Odzekałyśmy chwilę, po czym otworzyła nam jej mama. Była zapłakana. Czyżby dowiedziała się o obozie? Ale przecież by nie płakała...prawda? 
-Hej, Julie, co jest?-zapytała panią Amican, moja mama.
-Ona..ona wie?-odpowiedziała pytaniem na pytanie mama Hoppe, wskazując brodą na mnie.
-Tak, powiedziałam jej.
-Ja mojej córce też powiedziałam.-odpowiedziała mama mojej przyjaciółki, po czym wybuchła płaczem.
-Idę do Hoppe.-zakomunikowałam mamie, a ona kiwnęła potwierdzająco głową, po czym skierowała się wraz z panią Amican do salonu.
-Nie płacz, Julie..-próbowała ją pocieszyć, ale ja już na to nie zwracałam uwagi.
-Hoppe!-zawołałam, wpadając do jej pokoju. Ujrzałam, jak zwykle posprzątany pokój i moją przyjaciółkę, siedzącą pod ścianą na łóżku, z głową w poduszce, cicho szlochając. Podniosła głowę.
-Jestem herosem. Córką Apolla.-zakomunikowała mi, patrząc załzawionymi oczami wprost na mnie.
-C-co?
-Jestem herosem. Córką Apolla.-powtórzyła.
-Ale...ale...jak to?
-Poprostu. Apollo i moja mama zakochali się w sobie podczas wieczorka poetyckiego. Moja mama ułożyła haiku, a mojemu... mojemu  o j c u,  bardzo się spodobał. Podszedł do niej, by ją pochwalić. Tak się w sobie zakochali. 
-To...to...
-Tak, dokładnie. A pamiętasz zawody sportowe w 4 klasie? Koszykówka, siatkówka i...-urwała.
-I strzelanie z łuku.-dokończyłam za nią.
-No, właśnie!
-Zajęłaś wtedy 1. miejsce. Strzelałaś z 70 metrów. Żadna inna strzała nawet nie doleciała do tarczy, a twoja trafiła w sam środek. 
-I dzięki za to mojemu kochanemu tatusiowi!-powiedziała z sarkazmem.
-Och..-byłam w szoku. Herosi otaczali mnie przez całe życie, a ja nawet o tym nie wiedziałam!
-Dziewczyny...-powiedziała moja mama wychylając głowę zza drzwi.-Musimy jechać.
-Tak, no jasne. Już idziemy.-odpowiedziała Hoppe, po czym wstała z łóżka, zabrała walizkę i wyszła z pokoju, nawet się nie oglądając. Nie pozostało mi nic innego, jak pójść za nią. Pożegnałyśmy się z panią Amican. Oczywiście nie obyło się bez łez. Taksówka zawiozła nas do domu Jack'a, gdzie miał być też Tyler. Obaj spali. Ja, Hoppe i pani Durga weszłyśmy do pokoju, w którym spali chłopcy. Akurat Tyler budził Jack'a, a nad nimi stał jakiś mężczyzna z oczami na całym ciele. Jakoś nie szczególnie mnie to wzruszyło. 
-C-coo jest?-zapytał ten, zdezorientowany, na co Hoppe lekko się uśmiechnęła. 
-Stary, wstawaj Argus już tu czeka, jest 8:30, jeszcze musimy jechać po dziewczyny.-odpowiedział mu Tyler.
-Tak się składa, że już tu jesteśmy - odezwałam się i wszyscy na mnie spojrzeli. 
-Zejdźcie z Argusem do auta, zaraz tam będziemy.
-OK.-odpowiedziałam, po czym wyszliśmy z pokoju. Pożegnałam się z mamą i wsiadłam do auta za Argusem, chyba tak miał na imię. Chwilę czekaliśmy na chłopaków, po czym ruszyliśmy. Przegadałyśmy z Hoppe całą drogę na temat naszego pochodzenia. Kiedy ona żaliła się, że nie chce być żadnym herosem, stanęliśmy przy jakimś wzgórzu. Na jego szczycie wznosiła się wspaniała sosna, a na niej...czy to Złote Runo?!
-Witamy w domu.-powiedział Tyler do nas.
~~~~
Po dłuższym czasie...jest nowy rozdział! ^.^ przepraszam, że tak długo, ale nie było czasu ;x komentujcie, proszę - to bardzo motywuje! :3

sobota, 5 października 2013

Drake

Wracając ze szkoły opowiedziałem Will'owi co dziś robiłem. Pani od geografii zrobiła niezapowiedzianą kartkówkę, z której pewnie dostanę jedynkę. Na matmie były jakieś potęgi, a na polskim omawialiśmy "Romeo i Julie". Powiedziałem mu też, że na przerwie obiadowej spotkałem Vanesse. 
- Zagadaj do niej - powiedział Will. Mino, że nie miał dziewczyny był bardzo zorientowany w tych sprawach i często o tym zapominałem.
- Jesteś wysoki, masz super fryzurę, a twoje wielkie, brązowe oczy powalają każdą laskę - kontynuował.
- Nie mów tak, bo się rumienie - odparłem - Ty też jesteś przystojny, a nikogo nie masz.
- Ale ja to ja, a ty to ty - zaśmiał się.
Doszliśmy do mojego domu. Nikogo w nim nie było i nie miało prawa być, bo mama miała zajęcia jogi w piątki.
- Idziemy do centrum handlowego? - spytałem.
- Spoko.
Szliśmy ze dwadzieścia minut. Zaczęliśmy łazić po sklepach. Mieliśmy wejść do sklepu dla skejtów, by obejrzeć deskę, którą zamierzałem kupić Will'owi na urodziny. Chodziliśmy jeszcze przez godzinę. Przechodziliśmy właśnie kolo kawiarni "Sparks".
- Zobacz tam siedzi Vanessa i trzyma się za ręce z jakimś chłoptasiem - powiedziałem ze złością.
- Tak, i co chcesz zrobić? - spytał.
- Nie wiem - ale wszedłem do kawiarni. Spojrzałem na nią. Puściła rękę tego chłopaka i uśmiechnęła się do mnie. Odpowiedziałem skinięciem głowy. Zapatrzyłem się na Vanesse, która wróciła do urwanej rozmowy i coś zamówiłem. Odebrałem kubek i wyszedłem.
- Masz - powiedziałem i wcisnąłem napój Will'owi. - Mam uczulenia na cappuccino.
- Dzięki - odparł.
Spojrzałem na kawiarnię.
- Wracajmy już - poprosiłem.
Wracaliśmy dłuższą drogą, więc zajęło nam to pół godziny.Weszliśmy do mojego domu. W progu stała mama.
- Długo was nie było.
- Poszliśmy do centrum handlowego - wyjaśnił Will.
- Będziemy w moim pokoju - powiedziałem.
Do drugiej graliśmy na konsoli. A potem poszliśmy spać.

                                                                                       ***

To mój debiut na tym blogu ale wyszło chyba całkiem nieźle. Wybaczcie ale nie umiem napisać długiego rozdziały. Czytajcie, komentujcie i obserwujcie :3