środa, 25 września 2013

Vanessa

Byłam  w szoku. Najpierw te skrzydlate babcie - herpie, czy jak Tyler je tam nazwał, a teraz jeszcze jacyś mityczni herosi!
-Obozu Półkrwi? To znaczy w połowie..-zaczynam, ale Tyler kończy za mnie.
-Ludzi, a w połowie greckich bogów. Jak już mówiłem - ja jestem synem Hefajstosa.
-Tego listonosza?
-Nie.-mówi Tyler ze śmiechem.-To jest Hermes i nie jest listonoszem, tylko boskim posłańcem. Natomiast Hefajstos jest, najprościej mówiąc, mechanikiem. Bogiem kowali, złotników i tak dalej.
-Czekaj...czemu używasz czasu teraźniejszego?
-Bo oni ciągle żyją. Mają swą siedzibę na Empire State Building, gdzie aktualnie znajduje się Olimp.
-Dlaczego akurat tam?
-Zauważyłaś takie dziwne zjawisko, że wielkie mocarstwa przesuwają się na zachód?-pyta patrząc mi w oczy. Oczy pełne prawdy i nadzei. Chwile rozmyślam nad jego słowami, a on cierpliwie czeka na odpowiedź. Dolatują do mnie strzępy kłótni pomiędzy Jackem a Hoppe.
-T-tak, rzeczywiście.-odpowiadam w końcu.
-To właśnie dlatego Olimp znajduję się teraz w USA, a może za jakiś czas przemieści się gdzie indziej. Tego nie wiemy.-tłumaczy mi wszystko, a już po chwili łapię za ręce pod stolikiem i spogląda na mnie tymi swoimi ciepłymi brązowymi oczami. Po chwili odzywa się ponownie:
-Wierzysz mi?
-A czy mam jakiś wybór?-mówię i uśmiecham się do niego, a on odwzajemnia uśmiech. Ktoś wchodzi do kawiarni. Spoglądam w tamtą stronę i...nie...nie, nie, nie! To nie może być ON! Drake,  m ó j   Drake! Szybko puszczam ręce Tylera i uśmiecham się do Drake. On tylko lekko kiwa głową w moją stronę. Czuje się zawiedziona i smutna, a gdy spoglądam na nowo poznanego herosa widzę ten sam ból. Szkoda mi go, ale co ja mogę? Kocham Drake od tamtej chwili w szkole, gdy usiadł koło mnie na biologi. Przez całą lekcje rozmawialiśmy, a gdy nauczycielka nas upomniała pisaliśmy do siebie karteczki, w ogóle nie zwracając na nią uwagi. Następnego dnia, gdy zobaczyłam go na szkolnym korytarzu poczułam motyle w brzuchu i już wiedziałam, że to ten jedyny. Gwałtowny ruch mojej lewej wyrywa mnie z rozmyślań.
-Nie! Nie, to nieprawda! To wszystko kłamstwa!-krzyczy Hoppe na Jacka, który patrzy na nią wzrokiem pełnym frustracji, jakby już wiele razy przez coś takiego przechodził.
-Hoppe. Uspokój się. Proszę.-próbuje przemówić jej do rozsądku Jack. Jack, do którego jeszcze niedawno bała się odezwać. Jack, który spodobał się mojej przyjaciółce od pierwszego spotkania. Jack, który chyba nieźle ją wkurzył.
-Zostaw mnie! Nigdzie z Wami nie pojadę!
-Musisz! To jedyne bezpieczne wyjście. Teraz, gdy już wiesz, kim jesteś oni zaczną na ciebie polować. Nie chce, by stałą ci się krzywda.
-A skąd mam wiedzieć, że tam gdzie chcecie mnie zabrać, do jakiegoś obozu, o którym nigdy nie słyszałam, jest bezpiecznie?!
-Zaufaj nam.
-Wam?! Wam?! Jakimś idiotom, którzy twierdzą, że są dziećmi greckich bogów?
-Tak. Nam.-on odpowiada spokojnie.
-Nessa, idziemy. Mam dosyć tych kłamstw.-zwraca się do mnie, po czym kieruje się do drzwi.-No, chodź!
-Ja...przepraszam.-mówię do chłopaków.
-Nie szkodzi. Idź, potem zadzwonię.-mówi do mnie Tyler.
-Yyy...ok. Pa.-mówię i biegnę za Hoppe. Ledwo mogę za nią nadążyć. Doganiam ją dopiero jakieś 200 metrów dalej, koło fontanny przy której jakiś dzieciak w wieku około 12 lat rzekomo władał nad wodą, niczym jakaś wróżka ze starej bajki dla dzieci.
-Co jest?-pytam kłębek nerwów, zwany Hoppe.
-Nic nie rozumiesz, prawda?-odpowiada sceptycznie.
-Yyy..nie, chyba nie.
-Słyszałaś, żeby ktokolwiek z naszej szkoły powiedział ,,W te wakacje byłem na Obozie Półkrwi. Spotkałam tam dzieci greckich bogów. Nazywają siebie herosami. Było super!"? Ja nie. Dlatego im nie wierze.
-Oj, skończ. Przecież on może być jakoś ukryty.
-Taaak, na pewno. Uuu! może pod tą magiczną mgłą?-odpowiada sarkastycznie.
-Tak, całkiem możliwe.-odpowiadam i uśmiecham się wrednie.
-Przemyśl to i do mnie zadzwoń, ok? Na razie.-powiedziała i pobiegła do domu, zostawiając mnie osłupiałą koło fontanny. Otrząsnęłam się i też poszłam do domu, myśląc o wszystkim co wydarzyło się w ciągu tych 2 dni.
***
Doszłam do domu, zapukałam do drzwi, ale chyba nikogo nie było. Chwilę zajęło mi znalezienie kluczy w torebce, ale na szczęście je wzięłam. Weszłam do domu i chcąc sprawdzić, czy ktoś jest, zawołałam:
-Czeeeść!
Odpowiada mi cisza. Ciesze się. Przynajmniej będę mogła w spokoju pomyśleć nad wszystkim. Biorę jabłko z kuchni i idę do swojego pokoju. Kładę się na łóżko, jednocześnie wgryzając się w owoc. Chwilę go żuję, a potem wyrzucam resztkę do śmietnika. Wracam myślami do wczorajszego dnia - wspominam każdy szczegół, aż dochodzę do wniosku, że to naprawdę dziwne. Mitologia prawdą? Nie, niemożliwe. Chociaż z drugiej strony... Moje rozmyślania przerywa dzwoniący telefon. Patrzę na wyświetlacz i widzę jakiś obcy numer. Chwilę się wacham, ale potem odbieram.
-Halo?-mówię.
-Vanessa?-pyta rozmówca.
-Ooo! hej, Tyler.
-Hej. Co z Hoppe?-pyta.
-Nienajlepiej. Miałam pomyśleć i do niej zadzwonić.-mówię znaczącym głosem.
-Taaa...no właśnie. Jest sprawa.
-Tak? O co chodzi?
-Jutro z samego rana wyjeżdżamy, a Wy musicie jechać z nami.
-C-co? Jutro? Nie da rady. Moja mama w życiu się na to nie zgodzi! Skąd wziąć kase na ten obóz? Nie ma mowy, nie wyrobie się!
-Spokojnie. Obóz jest bezpłatny. Pozostaje tylko twoja mama, ale to już zostaw mi.
-Naprawdę?-pytam.-Darmowy obóz?-Wydaje mi się to coraz bardziej podejrzane. Może jednak Hoppe ma racje? Włączam laptopa, jednocześnie słuchając Tylera.
-Tak. Nie martw się. Wszystko załatwimy.
-Możesz mi jeszcze raz powiedzieć jak nazywa się ten obóz?-mówię włączając przeglądarkę.
-Obóz Herosów. Czemu pytasz?
-Tak poprostu.-odpowiadam niewinnym głosem.
-Okej.-mówi, ale słychać, że mi nie wierzy.-Jutro o 7 będę po Ciebie z Jack'iem i razem pójdziemy po Hoppe, dobrze?
-Tak, jasne. Ale co z moją mamą?
-Nie martw się - wszystko załatwię.
-No, dobrze. Muszę kończyć. Dobranoc.-żegnam się.
-Dobranoc.
Nigdzie nie ma informacji na temat tego obozu. Nigdzie. Boję się, ale czując ryzyko, jeszcze bardziej chce dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi. Być może tego pożałuje, ale trudno. Dzwonię do Hoppe. Odbiera po dwóch sygnałach.
-Hej, Hoppe.-witam się.
-Hej. Przemyślałaś wszystko?-odpowiada od razu przechodząc do sedna.
-Tak.
-I?-pyta zniecierpliwiona po paru sekundach ciszy.
-Jedziemy. Spakuj się. Będziemy po Ciebie koło 7.-mówię i rozłączam się ze świadomością, że potem za to oberwę. Trudno. Wybieram jedną z większych toreb i myślę, co spakować. To będzie długa noc.
***
I tak po dłuższym czasie oczekiwania..nowy rozdział ^.^ przepraszam za zwłokę, ale jakoś nie miałam weny ;/ czytajcie, komentujcie, obserwujcie ;3

4 komentarze: