- Tyler ! Nic ci nie jest. Słyszałam, że zaatakowały cię harpie i jacyś faceci.
- Tak mamo, ale spokojnie nic mi się nie stało. - to właśnie kochałem w mojej mamie, zawsze się o mnie martwiła. No i nie potrafiła się długo denerwować, musiała się przyzwyczaić do tego kiedy mój "ojciec" był cały czas w pracy.
- To dobrze, chcesz coś na śniadanie ?
- Jak byś mogła mi zrobić jajecznice, to byłbym ci bardzo wdzięczny. - powiedziałem uśmiechając się. Mama odpowiedziała tym samym idąc do kuchni.
- Mamo ja idę do pokoju. Jak zrobisz to mnie zawołaj dobrze ?
- Okej.
Poszedłem do pokoju i zadzwoniłem do Jacka, powiedziałem mu o spotkaniu. Trochę się zdenerwował, że swatam go bez jego wiedzy no ale potem się ucieszył. Skończyłem rozmowę i usłyszałem, że mama mnie woła. Poszedłem do kuchni i zobaczyłem, że jajecznica już leży na stole. Podszedłem i zacząłem jeść, mama siadła obok mnie i patrzyła na mnie.
- Mmmm - wydałem westchnienie, moja mama zawsze świetnie robiła jajecznicę. Była wyborna.
- Smakuje ?
- Jasne mamo jak zwykle.
- To dobrze. - powiedziała i śmiejąc się poczochrała mnie po włosach, może byłem na to za stary ale kochałem moją mamę. Dla mnie to było normalne.
- Mamo, dzisiaj jestem umówiony w "Sparksie".
- Z Jackiem.
- Z nim też, i z takimi dwoma dziewczynami.
- Z dziewczynami ? - powiedziała i puściła do mnie oko.
- Maamoo - powiedziałem wzdychając. - Nie zaczynaj znowu "tej" rozmowy proszę.
- No dobra, ale to normalne, że zaczynasz się w tym wieku interesować dziewczynami, no i kiedy jakaś dziewczyna ci się podoba to...
- Mamo ! Proszę cię. - było mi strasznie głupio. Ale moja mama nic, tylko się roześmiała.
- No dobra, a na którą tam jesteś umówiony ?
- W południe mam tam być z Jackiem.
- No to się rusz bo jest 10 a ty nawet się nie wykąpałeś.
- Dobra dobra, dziękuję ci mamo. - pocałowałem ją w policzek i poszedłem do siebie. Rozebrałem się i poszedłem się wykąpać, wziąłem szybki prysznic i poszedłem się ubrać. Założyłem zwykły zielony T-shirt ze zdjęciem Boba Marleya, czarne spodnie, buty i okulary. Wyszedłem z pokoju, pożegnałem się z mamą i poszedłem po Jacka. Przyszedłem do niego a on akurat wychodził.
- Siema stary. - powiedział do mnie podając mi rękę.
- Yo, to co idziemy ? - puściłem mu oko.
- Spadaj. - odpowiedział - Dobra chodźmy.
Więc poszliśmy, nie trzeba było długo iść. Do Sparksa było od Jacka może 10 minut. Weszliśmy do środka i zajęliśmy ten stolik co zawsze. Czekaliśmy chwilę i zobaczyliśmy jak dziewczyny wchodzą. Hoppe, dziewczyna od Jacka miała na sobie tą samą koszulkę z AC/DC co on. Chwilę rozmawialiśmy, im rozmowa fajnie się kleiła, okazało się, że oboje idą na koncert w Central Parku. Mi nie za dobrze szła rozmowa z Vanessą. Chyba oboje byliśmy spięci. W pewnym momencie obróciłem się do Jacka i powiedziałem :
-Chyba już czas powiedzieć dziewczynom, kim naprawdę jesteśmy.
-Tak, chyba tak.-odpowiedział Jack i spojrzał na dziewczyny ze współczuciem.***
- Ale zaraz jak to "Kim jesteśmy" ? - spytała Vanessa.
- Jesteśmy Herosami.- powiedziałem. Dziewczyny zaczęły się śmiać.
- Niezłe chłopaki, jesteście dobrze zbudowani ale bez przesady.
- Ale nie chodzi mi o budowę ciała. Chodzi mi o pochodzenie.
- Zaraz jak to pochodzenie ? - spytała Hoppe.
- Po prostu nie jesteśmy śmiertelnikami, jesteśmy dziećmi bogów. Ja jestem synem Hefajstosa, a Jack jeszcze nie został uznany.
- Ale... jak to... co? Bredzisz. - mówiła Vanessa, widać było, że jest przerażona.
- On bredzi, tak? A kto mi mówił, że widział jakieś skrzydlate babcie walczące z nimi. - powiedziała Hoppe do swojej przyjaciółki.
- Skrzydlate babcie ? Masz na myśli harpie? Wiedziałem, że je widziałaś ! Widać to było po tobie. - powiedziałem do Vanessy, kiedy krzyknąłem ludzi dziwnie się na mnie popatrzyli, ale nie przejąłem się tym.
- T-tak widziałam to, czyli to jednak nie była ściema. To się działo na prawdę.
- Tak, to było na prawdę. My jesteśmy półbogami. A ty z kolei widzisz przez Mgłę.
- Ale chwila ja też je widziałam ! - powiedziała Hoppe.
- Tak ? Jakim cudem ? Czemu nie zareagowałaś ? - spytał Jack
- A widziałaś coś jeszcze ? - spytałem ją.
- Tylko to, ale wcześniej widziałam jeszcze jak walczyliście z jakimś lwem, to było chyba z pół roku temu. A nie zareagowałam bo myślałam, że mi się przywidziało, dlatego nic nie mówiłam.
- Tak, tak napadł nas wtedy lew nemejski.
- Ale jakim cudem to widziałaś, lew ma moc. Może się ukryć nawet przed widzącymi przez mgłę.
- Czyli ona musi być...
- Tak chyba masz rację. - przytaknąłem Jackowi.
- Kim jestem !? - spytałą zdenerwowana Hoppe.
- Jeżeli widziałaś nawet lwa to musisz być półbogiem.
- Ja... półbogiem ?- nie umiała w to uwierzyć.
- Mgłę? - wtrąciła zdezorientowana Vanessa, chyba chciała żebym dalej jej tłumaczył.
- Tak, to jest taka magiczna siła, która ukrywa przed śmiertelnikami świat bogów.
- Aha, czyli to nie taka zwykła mgła ?
- No nie, w naszym świecie mało jest zwykłych rzeczy.
- Dobra, dalej nie potrafię tego ogarnąć ale dlaczego mi to mówisz ? - spytała ze zdziwieniem Vanessa.
- B-bo... zakochałem się w tobie. - powiedziałem, ostatnie słowa ledwie wyszeptałem.
- Cco... ?
- Kocham cię. Po prostu się w tobie zakochałem.
- I to dlatego mi to mówisz ? - zapytała zmieszana Vanessa.
- Nie tylko, nie potrafię bez ciebie nic zrobić. Za dwa dni wyjeżdżam na obóz i chciałbym żebyś pojechała ze mną. - powiedziałem to ale Jack nawet tego nie zauważył tego bo był przejęty rozmową z Hoppe.
- Jakiego obozu ?
- Obozu, na który z Jackiem jeździmy od ponad 5 lat. Obozu Półkrwi.
****
No i mamy kolejny rozdział :D Czytajcie, komentujcie i obserwujcie :D !!!!
Mega! :)
OdpowiedzUsuń