Gdy już otrząsnęłam się po tym, co zobaczyłam, zaczęłam myśleć o Hoppe: Gdzie jest? Co się z nią dzieje? Czy w ogóle żyje?
Moje rozmyślania przerwał dźwięk SMS'a. To ona! SMS był krótki, ale ucieszyłam się na niego bardziej niż jakikolwiek inny. Pytała, gdzie jestem, więc odpisałam, że przy H&M. Doszła do mnie w kilka minut. Od razu rzuciłam się jej w ramiona! Nic jej nie było, w dodatku nie wyglądała na przestraszoną.
-Nessa, co ci się stało? Czemu uciekłaś?-zapytała mnie Hoppe.
-Nie wmówisz mi, ze tego nie widziałaś!-odpowiedziałam jej. To byłoby niemożliwe.
-Ale czego?
-Tego twojego Jack'a i jego kumpla walczących z jakimiś skrzydlatymi, starymi kobietami.-zarumieniła się, gdy wspomniałam o ,,jej Jack'u".
-Dobrze się czujesz?
-Tak! Nie zwariowałam!
-Dobrze, dobrze. Wracajmy już, ok?-zapytała lekko zmęczonym głosem.-Już późno.
-Taa...wracajmy.-zgodziłam się, ale co chwilę rozglądałam się dookoła, co działało mojej przyjaciółce na nerwy.
***
-Idziemy do mnie?-zapytała Hoppe.
-Yyy..co?-zapytałam zdezorientowana.
-Dalej myślisz o J-Jack'u i tym jego kumplu, którzy rzekomo walczyli ze skrzydlatymi starszymi paniami?-zapytała sarkastycznie.
-Tak.
-Och, skończ wreszcie! Przywidziało ci się tylko, nic więcej. Nie psuj dnia, dobrze?
-Dobszsz..Przepraszam.
-Nie szkodzi. Chodźmy.-powiedziała i przeszła na drugą stronę ulicy, a ja za nią. Gdy weszłyśmy do jej mieszkania na 55 alei, uderzył w nas zapach ciastek. Mama mojej przyjaciółki zawsze robiła ciasteczka, gdy miała coś do zakomunikowania. Ciekawe, o co chodziło tym razem?
-Cześć!-przywitała się Hoppe.
-Dzień dobry!-zawtórowałam jej.
-Witajcie, dziewczynki. Co u Ciebie, Vanesso?-zapytała pani Amican. Miała krótkie blond włosy, jasną cerę i idealny makijaż. Założyła dopasowane jeansy i koszulkę z AC/DC. Gust muzyczny Hoppe odziedziczyła po mamie.
-Całkiem dobrze.-skłamałam. Jak mogłoby być dobrze, skoro w Centrum Handlowym odbywają się takie walki?!-A u Pani?
-Również, dzięki. Jak Wam minął dzień?-zapytała. Już chciała opowiedzieć jej o dziwnej bitwie, ale moja przyjaciółka szybko rzuciła ,,dobrze" i zaciągnęła mnie do swojego pokoju.
-Nie waż się nikomu opowiadać tej historii!
-Ale dlaczego?
-Bo to brednie! Czysta fikcja!
-Ale ja widziałam to wszystko naprawdę...
-Jasne! A ja co wieczór latam na pegazie i zabijam potwory!
-Nie mówmy już o tym, dobrze?
-Ok. To co robimy?
-Film?
-Film.
-Yyy..co?-zapytałam zdezorientowana.
-Dalej myślisz o J-Jack'u i tym jego kumplu, którzy rzekomo walczyli ze skrzydlatymi starszymi paniami?-zapytała sarkastycznie.
-Tak.
-Och, skończ wreszcie! Przywidziało ci się tylko, nic więcej. Nie psuj dnia, dobrze?
-Dobszsz..Przepraszam.
-Nie szkodzi. Chodźmy.-powiedziała i przeszła na drugą stronę ulicy, a ja za nią. Gdy weszłyśmy do jej mieszkania na 55 alei, uderzył w nas zapach ciastek. Mama mojej przyjaciółki zawsze robiła ciasteczka, gdy miała coś do zakomunikowania. Ciekawe, o co chodziło tym razem?
-Cześć!-przywitała się Hoppe.
-Dzień dobry!-zawtórowałam jej.
-Witajcie, dziewczynki. Co u Ciebie, Vanesso?-zapytała pani Amican. Miała krótkie blond włosy, jasną cerę i idealny makijaż. Założyła dopasowane jeansy i koszulkę z AC/DC. Gust muzyczny Hoppe odziedziczyła po mamie.
-Całkiem dobrze.-skłamałam. Jak mogłoby być dobrze, skoro w Centrum Handlowym odbywają się takie walki?!-A u Pani?
-Również, dzięki. Jak Wam minął dzień?-zapytała. Już chciała opowiedzieć jej o dziwnej bitwie, ale moja przyjaciółka szybko rzuciła ,,dobrze" i zaciągnęła mnie do swojego pokoju.
-Nie waż się nikomu opowiadać tej historii!
-Ale dlaczego?
-Bo to brednie! Czysta fikcja!
-Ale ja widziałam to wszystko naprawdę...
-Jasne! A ja co wieczór latam na pegazie i zabijam potwory!
-Nie mówmy już o tym, dobrze?
-Ok. To co robimy?
-Film?
-Film.
***
Zrobiłyśmy sobie maraton filmowy z naszym ulubionym aktorem. Ani się obejrzałyśmy, a już panował całkowity mrok.
-Śpisz u mnie?-zapytała Hoppe, po czym ziewnęła.
-Mogę?-zapytałam. Nie chciałam wracać tak późno do domy. To w końcu Nowy Jork. Tu aż czai się od gangów i innych niebezpiecznych typów.
-Jasne! Już i tak przesiedziałaś u mnie północy.-zaśmiała się.
-Dzięki. Zaraz zadzwonię do mamy.
-Ok. Ja idę się umyć, a ty dzwoń.
-Jasne.-zadzwoniłam, mama nie miała nic przeciwko. Gdy moja kumpela wyszła, ja poszłam się umyć. Wciąż myślałam o walce przy toalecie. Ciekawe, co z Jack'iem i jego przystojnym kumplem?
***
I kolejny rozdział mamy z głowy! Jak Wam się podoba? Komentujcie, proszę :3